piątek, 27 maja 2011

Ach ta Bridget...

Bridget Jones - któż z nas nie zna najpopularniejszej brytyjskiej singielki wszech czasów? Nawet jeśli nie czytało się książki, jej postać jest dobrze rozpoznawalna dzięki świetnej kreacji Renee Zellweger w adaptacji obu części przygód tej bohaterki.
Moja przygoda z tą książką zaczęła się, kiedy byłam jeszcze nastolatką. Pamiętam, że próbowałam wtedy zrozumieć dylematy sfrustrowanej kobiety po trzydziestce, borykając się z własnym troskami i radościami. Teraz - niemal 8 lat po pierwszej przygodzie z twórczością Helen Fielding, patrzę na Bridget i jej przygody zupełnie inaczej. Chyba trochę bardziej ją rozumiem...
Pierwsza część przygód Jones to opowieść o poszukiwaniu miłości życia, codziennych zawodowych stresach i kłopotach z rodziną i przyjaciółmi. Bridget w swojej fajtułapowatości jest urocza i prześmieszna, bezbłędne puentując otaczającą ją rzeczywistość. Gdy kończymy książkę, zadowoleni z tego, że Bridge w końcu znalazła swojego wymarzonego mężczyznę i jest szczęśliwa, z niecierpliwością czekamy na kolejną część.
"W pogoni za rozumem" jest jednak nieco inna. Mnie osobiście denerwuje neurotyczność i zamartwianie się na zapas, jakie przejawia Bridget, będąc już w związku i polegając bardziej na poradnikach i zdaniu przyjaciół, niż na zaufaniu do samej siebie. Niszczy niemal wszystko, na co pracowała przez ostatni rok, przeżywa szaloną i niebezpieczną przygodę w Tajlandii, by w końcu dojść do ładu ze sobą i znowu być szczęśliwą.
Obie części, mimo iż momentami mogą denerwować, zasługują jednak na miano bestsellerów.
Polecam wszystkim wielbicielom dużej dawki śmiechu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz