niedziela, 25 września 2011

Bardzo duży problem

Otyłość jest jednym z najgroźniejszych problemów społecznych i cywilizacyjnych jaki gnębi współczesny świat. Wszyscy o tym wiemy, a mimo to nie ma chyba osoby, która choćby raz nie żywiła się w McDonaldzie czy innym fast foodzie. Co gorsza liczba takich lokali ciągle rośnie, tak samo jak liczba osób spożywających tam posiłki. Wielu z nas zastanawia się, co zrobić, by to zmienić, ale na zastanawianiu się często się kończy...
Raz na jakiś czas (mam na myśli raz na miesiąc lub rzadziej) można pozwolić sobie na takie niezdrowe szaleństwo, ale co jeśli stołowanie się w "restauracjach" typu fast food staje się regułą, nieokiełznanym nałogiem? Na to pytanie po trosze stara się odpowiedzieć Morgan Spurlock - reżyser, pomysłodawca, a jednocześnie główny bohater filmu "Super Size Me", który jest również rejestracją jego eksperymentu, jaki przeprowadził na sobie w 2004 roku. To właśnie wtedy Spurlock zdecydował, że przez miesiąc będzie żywił się wyłącznie w McDonaldzie, próbując tym samym wszystkich oferowanych mu w menu dań i sprawdzając, jak to wpłynie na jego samopoczucie i stan zdrowia. Przed rozpoczęciem obżarstwa udał się na konsultację aż do trzech lekarzy, którzy zbadali go i mieli czuwać nad jego zdrowiem w czasie trwania eksperymentu.
Jakie wyniki osiągnął Morgan i jak bardzo odbiło się to na jego zdrowiu? Zobaczcie film, a uzyskacie odpowiedź, który skłania do refleksji nad tym, co i jak jemy (przy okazji dowiadując się mało apetycznych faktów dotyczących frytek, coli i innego "śmieciowego żarcia").
Autor filmu otrzymał nominację do Oscara w kategorii "Najlepszy Film Dokumentalny", a sieć McDonald's po wypuszczeniu filmu zmieniła nieco jadłospis i politykę firmy, jednak nie aż tak bardzo, by najsłynniejsze fast foody  świata stały się świątyniami wyłącznie zdrowej żywności.
Niestety w tej materii nie możemy już nic zmienić, ale może po obejrzeniu filmu Spurlocka bardziej będziemy zwracać uwagę na to co jemy. Ja, mam nadzieję, będę...

czwartek, 22 września 2011

Miłość, muzyka i zemsta

Po męczącej potyczce z realizmem magicznym rodem z Portugalii z westchnieniem ulgi powitałam lekką i przyjemną lekturę autorstwa Emmy McLaughlin i Nicoli Kraus pt. "Dedykacja". Autorki, znane przede wszystkim dzięki swojej przebojowej "Niani w Nowym Jorku" po raz kolejny stworzyły wciągającą historię, która umiliła mi trzy popołudnia, czasami doprowadzając mnie do śmiechu, czasami do okrzyków triumfu, a czasami do wściekłości.
"Dedykacja" to typowa amerykańska historia, gdzie główną bohaterką jest trzydziestoletnia konsultantka do spraw zrównoważonego rozwoju - Kate Hollis. Pewnego dnia kobieta otrzymuje telefon od swojej najlepszej przyjaciółki Laury, która informuje ją, że szkolna miłość Kate - Jake Sharpe, teraz gwiazda międzynarodowego formatu - wrócił na święta do ich rodzinnego miasteczka. Kate prawie bez wahania decyduje się pojechać do Croton, by móc wprowadzić w życie misterny plan zemsty, który powstawał w jej głowie przez ostatnie trzynaście lat. Trzynaście lat bez Jake'a, który porzucił ją, by stać się bożyszczem milionów nastolatek na całym świecie... Byli kochankowie spotykają się po latach i... No właśnie. czy zemsta na byłym chłopaku, do którego Kate coś jeszcze czuje, będzie udana? Na to pytanie odpowiedź znają tylko Ci, którzy przeczytają dzieło duetu McLaughlin i Kraus.
Książka z pewnością spodoba się wielu młodym kobietom (i nie tylko), które wraz z Kate będą mogły przenieść się do czasów, gdy była ona jeszcze nastolatką (rozdziały z teraźniejszości przeplatają się z rozdziałami dotyczącymi przeszłości). Wszystko to składa się na miłą i nieskomplikowaną historię, której zakończenie może zaskoczyć. "Dedykacja" jest też całkiem udaną próbą opisania gwiazdorskiego świata, pełnego fałszu i egoizmu. Historia Kate, napisana lekko i z humorem, sprawia, że powieść Kraus i McLaughlin czyta się jednym tchem. Polecam!

poniedziałek, 19 września 2011

Magiczna męczarnia literacka

Dawno już nie czytałam książki, która zmęczyła mnie tak bardzo, jak "Puste spojrzenie" autorstwa Portugalczyka Jose Luisa Peixoto. W mojej osobistej skali literackich okropieństw książka zajmuje zaszczytne miejsce na podium wraz z podręcznikiem do fizyki i wszystkimi innymi książkami, które odłożyłam po przeczytaniu kilku pierwszych stron, a których tytułów nie umiem sobie nawet przypomnieć.
Prawie dwustustronicowa powieść, będąca przykładem realizmu magicznego już od pierwszych akapitów sprawiła mi sporo trudności. Poetyckie opisy, i tylko opisy, z każdą stroną utwierdzały mnie w przekonaniu, że brnę przez niezrozumiałe dla mnie, intelektualne bagno. Nie wiem kiedy ostatnio tak bardzo pragnęłam dobrnąć do ostatniej strony, mając przy tym poczucie, że jedyne, co mnie powstrzymuje od zamknięcia książki, to recenzja.
Fabuła książki składa się z dwóch części, w których dwa pokolenia bohaterów żyją dzień po dniu w nieco nierzeczywistej rzeczywistości. Głównym bohaterem jest pastuch Józef, który dowiaduje się, że jego żona ma romans z olbrzymem. Są tez starzy bliźniacy syjamscy, złączeni tylko opuszkami palców, ślepa prostytutka i demon. Wydawać by się mogło, że wyraziste postacie wprowadzają akcję w gęstą i duszną atmosferę książki, tak jednak moim zdaniem nie jest.
Cały ten realizm magiczny, który oprócz obecności w fabule niewątpliwie objawia się również w postaciach, jest wybitnie denerwujący. Szczególnie irytuje mnie powieściowy demon, który co rusz zjawia się na rogu sennego miasteczka i zdaje się szydzić z każdego bohatera. Jego obecność wprowadza wiele znaków zapytania, z "O co chodzi?" na czele. 
Cała reszta bohaterów też skłania do zastanowienia. Brak dialogów nie ułatwia odpowiedzi na nasze wątpliwości...
Jedyne, co zasługuje moim zdaniem na pochwałę, to strona językowa książki. Peixoto ma niewątpliwie duży zasób słów, co w moich oczach ogólnie i tak go nie ratuje.
Jeśli miałabym po raz kolejny wybierać tą książkę, z pewnością bym tego nie zrobiła. Szczerze nie polecam.

sobota, 17 września 2011

51 lat, 9 miesięcy i 4 dni...

Pewne książki czyta się z zapartym tchem, mimo, że ich treść jest jednym z najpopularniejszych tematów, jaki poraża i fascynuje ludzkość już od stuleci. Taką właśnie powieścią jest historia Florentina Arizy i Ferminy Dazy, bohaterów stworzonych przez Gabriela Garcię Marqueza w książce „Miłość w czasach zarazy”.
Bo tu właśnie miłość jest głównym wątkiem łączącym dwoje wyżej wspomnianych bohaterów. Florentino, zaledwie dwudziestoparoletni ubogi chłopak zakochuje się bez pamięci w Ferminie, która jest dziewczyną z bogatego domu. Łączy ich pierwsze młodzieńcze uczucie. Jednak wskutek pewnych nieodwołalnych decyzji ich związek zostaje przerwany, by na ponad pół wieku spoczywać w uśpieniu na dnie serca Florentina, który mocno przeżywa rozdzielenie do z kobietą jego życia. Upływa 51 lat, 9 miesięcy i 4 dni, kiedy niemłody już Florentino może odzyskać Ferminę i przeżyć swe pierwsze wielkie uczucie na nowo...
By dowiedzieć się jak toczyły się losy rozdzielonych kochanków, należy przeczytać ten niecodzienny romans, który ujął już wielu czytelników na całym świecie, przynosząc Marquezowi międzynarodową sławę. Polecam gorąco!

czwartek, 15 września 2011

Czeska wycieczka

Okładka przykuwająca wzrok niebieskością Morza Śródziemnego, zabawnym napisem i kołem ratunkowym w czeskich barwach była czymś, czego tego lata nie mogłam pominąć jako zagorzała fanka literatury. Przeczytawszy opis historii, którą zawiera, tym chętniej zabrałam się do czytania, ponieważ "Wycieczkowicze" Michala Viewegha to opowieść o grupie kilkunastu Czechów, którzy wakacje spędzają w bliżej nieokreślonej miejscowości nad Adriatykiem. Aż nie mogę powstrzymać się od stwierdzenia: wakacje marzeń. Czy tak było też w przypadku bohaterów powieści? By się przekonać, należy ją przeczytać. 
Zanim jednak to zrobicie, napisze o książce kilka słów.
"Wycieczkowicze" podzieleni są na trzy części, będące jednocześnie trzema etapami wczasów: wyjazdem, pobytem i powrotem. Głównym bohaterem, a jednocześnie narratorem, wydaje się być młody pisarz Maks, który na wakacje wybrał się... by napisać powieść "Wycieczkowicze"! Czy jest to historia na poły autobiograficzna tego się nie dowiadujemy, jednak kilkanaście innych, wyrazistych postaci pojawiających się na kartach książki sprawia, że jest ona zabawną i lekką lekturą. Jest tu młody poseł z wiecznie niezadowoloną żoną i synem z problemami wieku dorastania, para gejów (którzy początkowo w ogóle nie wydają się być gejami), spragnione wrażeń studentki, zaprzyjaźnione ze sobą emerytki oraz głupiutka i naiwna przewodniczka, która zawraca w głowie od pierwszego wejrzenia.
Jest tez dużo swobody: Viewegh nie boi się pisać o seksie ani o pejoratywnym stosunku Czechów do Kościoła. To odważna, a jednocześnie bardzo przyjemna lektura do czytania na leżaku, w pociągu i w kawiarnianym ogródku. Idealna na lato!

środa, 14 września 2011

Fryzjer i wielka afera

Fryzjerstwo to łatwy, lekki i przyjemny zawód. Tak wydawać się może wielu osobom, które odwiedzają specjalistów od naszych włosów raz na kilka tygodni. Jednak powieść Eduardo Mendozy "Przygoda fryzjera damskiego" przeczy tej hipotezie,o czym mogłam przekonać się niedawno, sięgając po tę książkę z nieukrywanym zainteresowaniem.
Historia rozpoczyna się jak inne dzieło tego pisarza - "Sekret hiszpańskiej pensjonarki" - bezimienny bohater wychodzi na wolność po wielu latach spędzonych w zakładzie dla obłąkanych. Nie wiedząc, co począć ze sobą i swoim życiem udaje się do swojej siostry mieszkającej w jednej z biednych dzielnic Barcelony. Tam zostaje zatrudniony u swojego szwagra jako fryzjer i od tego momentu rozpoczyna się pełna intryg, przekrętów i niesamowitych zwrotów akcji afera, w którą wplątani są ważni ludzie świata lokalnej polityki i biznesu. Bohater początkowo zaangażowany tylko w niewielką kradzież staje się nie tylko pionkiem, ale i jednocześnie celem ataków oraz osobą, która w końcu rozwiąże zagadkę łączącą wszystkie wątki powieści.
Dzieło Mendozy napisane jest świetnym językiem, za co należą się brawa. To, co mi się jednak chwilami nie podobało, to zawiłość akcji, w której dosłownie i w przenośni można się zatracić i co może być męczące.
"Przygoda fryzjera damskiego" jest jednak warta polecenia - dla fanów Mendozy i nie tylko.