niedziela, 31 lipca 2011

Przeklęta uroda

Będąc w klimacie utworów japońskiego kanonu literatury, w czasie mojego krótkiego pobytu na podlaskiej wsi, przeczytałam "Motyla na wietrze" dziennikarki i pisarki Rei Kimury. W trakcie czytania, jak i po zamknięciu tej niewielkiej powieści, miotały mną sprzeczne uczucia...
"Motyl na wietrze" to na wpół biograficzna opowieść o Okichi Saito - dziewczynie z prowincjonalnego miasteczka Shimoda, która znana jest w całej Japonii jako Tojin Okichi - "nałożnica cudzoziemca". Fakt, że to właśnie dzięki niej Kraj Kwitnącej Wiśni otworzył się na świat, przez wiele dziesięcioleci był niedoceniany przez jej rodaków, co możemy wyczytać zagłębiając się w karty powieści.
Historia napisana przez Kimurę to jednak nie tylko rys historyczny tej, trzeba przyznać, barwnej postaci japońskiej historii. To także opowieść o tragicznych losach młodej i pięknej dziewczyny, zmuszonej do rezygnacji z miłości swego życia, marzeń i planów, na rzecz zachcianki zachłannego, mającego władzę białego najeźdźcy. Okichi, będąc w nielegalnym związku zaledwie dwa lata, przez kolejne dwadzieścia musiała zmagać się z niechęcią i odrzuceniem swych rodaków, doczekując się docenienia dopiero kilkadziesiąt lat po swojej śmierci.
Tematyka książki jest bardzo ciekawa, jednak cały czas drażnił mnie nieco styl. "Motyl na wietrze" w pewnych momentach napisany jest trochę jak zwyczajne, tanie romansidło, w którym zbyt wiele czasu poświęca się egzaltowanym uczuciom bohaterów. Język też wydaje się być niekonsekwentny, ponieważ w tekście kują w oczy niektóre wyrażenia, nie pasujące do opowieści toczącej się w XIX wieku.
Sięgniecie po książkę czy nie, warto poznać tragiczną historię Okichi Saito.

sobota, 30 lipca 2011

Zmierzch po japońsku

Do tej pory miałam niewiele okazji, by zetknąć się z japońską literaturą. Może dlatego, że dopiero od niedawna staje się ona coraz bardziej popularna na rodzimym rynku literackim, może z innego, niesprecyzowanego dla mnie powodu...
Ostatnio jednak sięgnęłam po książkę "Po zmierzchu" jednego z bardziej znanych w Polsce japońskich pisarzy - Harukiego Murakamiego. Tytuł dzieła od razu mnie zaintrygował - nie dlatego, że jest on zbliżony nieco do znanej sagi o wampirach, lecz przez fakt, że niemal od pierwszej chwili mogłam poczuć chłodny, mroczny klimat, wypływający jakby z wewnątrz książki.
"Po zmierzchu" to historia tocząca się w ciągu jednej z pozornie zwyczajnych, niczym nie wyróżniających się nocy. Główną bohaterką jest tutaj Mari Asai, która spędza czas w jednej z całodobowych restauracji, nie chcąc wracać do domu, gdzie jej siostra śpi nieprzerwanie od dwóch miesięcy. Mari poznaje Takakashiego - młodego studenta prawa, który z kolei przedstawia ją szefowej jednego z love hoteli. Dziewczyna pomaga właścicielce rozwiązać zagadkę brutalnego pobicia chińskiej prostytutki, a także poznaje pracujące w "Alcazar" sprzątaczki o mrocznej przeszłości. przy okazji wnikamy w nocne życie wielkiego miasta, a nawet - wraz z Eri Asai (siostrą Mari) - przeżywamy chwile, które mnie osobiście kojarzą się z klimatem filmu "Ring".
Powieść nie rozczarowuje, dlatego polecam ją gorąco i z niecierpliwością czekam, aż będę mogła sięgnąć po kolejne dzieło znakomitego Murakamiego.

wtorek, 19 lipca 2011

Kiedy córka zabija matkę...

Zabójstwo - zdecydowana większość ludzi nie potrafi wyobrazić sobie, że mogłaby dopuścić się tak makabrycznej zbrodni. To przecież cios w fundamentalne wartości, na jakich opiera się społeczeństwo. Tym bardziej trudno jest wyobrazić sobie, że dopuszczamy się tego czynu na kimś bliskim... Na przykład na matce...
Bohaterka powieści "Córeczka" autorstwa Alice Sebold jest jednak nieco inna, niż większość znanych nam osób. Helen nie tylko niemal całe życie wyobrażała sobie zabicie własnej matki, ale również wprowadziła swoje fantazje w czyn. A wszystko dzieje się w przypływie rozpaczy, gdy chora, niedołężna, ale i złośliwa staruszka zanieczyszcza się, by zwrócić na siebie uwagę córki. Helen dusi Clair ręcznikiem, a następnie, po umyciu ciała i ukryciu go w piwnicy, wciąga w sprawę byłego męża, chcąc uciec przed konsekwencjami zbrodni, jakiej się dopuściła...
Książka pokazuje nam nie tylko 24 godziny z życia Helen, jej przemyślenia i rozterki jakie nastąpiły po śmierci jej matki. Opisuje także wcześniejsze lata, dzięki czemu mamy szansę choć trochę zrozumieć postępowanie tej kobiety. Kwestia usprawiedliwienia tego czynu pozostaje otwarta. Autorka ani nie potępia, ani też nie broni powieściowej matkobójczyni, ale pozwala czytelnikowi samodzielnie zadecydować, czy fakt uśmiercenia Clair był moralnie słusznym wyborem.
Ja, do tej pory myśląc o tej książce, nie potrafię powiedzieć, czy Helen postępując w taki, a nie inny sposób, podjęła dobrą decyzję...

poniedziałek, 18 lipca 2011

Jeden mężczyzna i trzy kobiety

Dwie Amerykanki. Pierwsza z nich - rozważna brunetka, mająca wkrótce wyjść za mąż, pisząca pracę magisterską o tożsamości Katalończyków, druga - blondynka, kierująca się emocjami i nastawiona na smakowanie życia. Przyjaciółki, które wybierając się we wspólną podróż do Barcelony, nie podejrzewają nawet, jak bardzo zmieni ona ich życie...
On - artysta, Hiszpan o magnetyzującym spojrzeniu, którego pierwszy raz spotykają na wernisażu... Mimo, że się nie znają, proponuje im spędzenie wspólnego weekendu. Od tego momentu zaczyna się coś, co każde z nich zapamięta na zawsze.
Film, o którym mowa, to oczywiście "Vicky Cristina Barcelona", genialnego jak zawsze Woody'ego Allena. Pojawia się tu cała plejada gwiazd, takich jak: Scarlett Johansson, Javier Bradnem czy Penelope Cruz, która moim zdaniem wprost fenomenalnie zagrała zazdrosną i nieco niezrównoważoną psychicznie byłą żonę Juana Antonio, granego przez Bradnema (notabene obecnego męża aktorki).
Wspaniały film, którego fabuła, mimo iż nie zawiera jakichś specjalnie dramatycznych wątków, wciąga bez reszty. Innymi atutami tego obrazu są świetne zdjęcia, a także wspaniała narracja, dzięki której widz ma możliwość głębszego poznania uczuć bohaterów. Polecam!

poniedziałek, 11 lipca 2011

Magiczny świat Śródziemia

Kiedy ostatni raz czytałam trylogię Tolkiena, byłam chyba w pierwszej klasie liceum... Dobre osiem lat temu! Od tego czasu chyba ze dwadzieścia razy, jak nie więcej, obejrzałam każdą cześć filmowej adaptacji, nakręconej przez Petera Jacksona. Książką, jak i filmem, byłam zawsze szczerze zachwycona i niemal przy każdej okazji stwierdzałam, że film w niemal wszystkim nie odbiega od książkowego pierwowzoru. 
Teraz jednak, po przeczytaniu całej trylogii od początku do końca, musiałam zmienić zdanie na ten temat...
"Władca Pierścieni" napisany przez Tolkiena, to dzieło magiczne. Nie tylko dlatego, że pojawiają się w niej elfy, krasnoludy, czarodzieje i bajkowe stworzenia. Autor na kartach swej powieści kreśli przed nami zupełnie inny świat, taki, o którym w dzisiejszych, zapędzonych czasach coraz łatwiej jest zapomnieć: świat męstwa i rycerstwa, honoru i zasłużonej chwały, świat, gdzie wielka miłość, przyjaźń i odwaga towarzyszą bohaterom codziennie. Warto przeczytać tą książkę choćby dlatego, by móc przenieść się w ten świat i uczynić życie trochę lepszym.
Pisząc te słowa, w mojej głowie tłucze się powiedzenie, że "książka jest zawsze lepsza niż film" z czym się oczywiście zgadzam. W powieści pojawia się wiele wątków, których w filmie nie ma. Szkoda, ale z drugiej strony, gdyby wprowadzić wszystkie poboczne historie, które odnajdujemy w książce, film byłby zbyt rozwlekły i zapewne nie byłby takim przebojem, jakim jest do tej pory. Dlatego polecam przeczytanie życiowego dzieła wielkiego mistrza Tolkiena i wejście w magiczny świat Śródziemia, jakiego nie znacie z filmowej adaptacji.