poniedziałek, 30 maja 2011

Pasek! Odcinek 14: Rozbity trójkąt

Po tym spotkaniu, Janek jeszcze przez wiele dni nie mógł dojść do siebie i raz po raz zadawał sobie te same pytania, na które, owszem, znał odpowiedź, jednak żadnej z nich nie dopuszczał do swojej świadomości.
Jego świadomość natomiast była naładowana pokładami złości, a wręcz nienawiści, i to w takich ilościach, jakich się po sobie nie spodziewał. W końcu doszedł do, jego zdaniem, epokowego wniosku, który brzmiał następująco: To nienawiść, nie miłość, jest najsilniejszym i najbardziej dominującym uczuciem w życiu człowieka.
Co jednak skłoniło naszego bohatera do tak przerażających i krańcowych wniosków? Otóż, jak już wiemy, po przekroczeniu progu kawiarenki literackiej „Leonardo”, Janek od razu dostrzegł Zenię, siedzącą w odległym kącie jednego z pomieszczeń. Nie była sama, gdyż ku wielkiemu zdziwieniu Paska, przy stoliku towarzyszył jej nie kto inny, jak Endi.
Janek podszedł do swego najlepszego przyjaciela i dziewczyny, na której mu zależało, uśmiechając się ni to pytająco, ni to uprzejmie.
- Cześć! – Przywitał się. – Co ty tutaj robisz Endi?
Przyjaciel poruszył się niespokojnie i spojrzał na Janka z dziwnym wyrazem twarzy. Zenia patrzyła na przybyłego ze strachem w oczach.
- To dotyczy nas wszystkich. – Powiedział Andrzej grobowym tonem, co zaczęło niepokoić Janka. Co może dotyczyć jego – Janka, Endiego i Zeni? Przecież on – Janek, był jedynym łącznikiem między tych dwojgiem. – Nie ma sensu tego dłużej ukrywać.
Zenia westchnęła głośno. Nie odezwała się jeszcze ani razu od pojawienia się Janka.
- Czego nie ma sensu dłużej ukrywać? – Zapytał Janek.
Andrzej spojrzał na Zenię, jakby zbierał się na odwagę. Dziewczyna nieznacznie poruszyła głową i spuściła oczy, wpatrując się w swoje kolana.
- Ja i Zenia spotykamy się. – Rzekł w końcu.
- Przecież wiem. – Powiedział Janek lekko. Ten ton zupełnie zbił z tropu jego najlepszego przyjaciela i Zenię, która podniosła oczy i spojrzała na Janka skonfundowana. Janek widząc te pełne niezrozumienia spojrzenia, wyjaśnił. – No przecież musieliście się parę razy spotkać, kiedy mnie nie było. Wiecie, żeby się dogadać w sprawie...
Endi i Zenia spojrzeli na siebie z niepokojem.
- Janku... ale... To nie tak. – Próbowała wyjaśnić dziewczyna.
Z twarzy Janka począł umykać uprzejmy uśmiech, bowiem do jego świadomości zaczęło docierać to, czego zapewne wielu z Was zdążyło się już domyślić. Niestety Janek, jako zupełnie niedoświadczony w sprawach sercowych nie pojął od razu sensu zdania, które przed chwilą powiedział Endi, i dopiero po 20 sekundach kompletnej ciszy przy stoliku w odległym kącie sali, Janka przygniotła straszna i łamiąca serce prawda, która zwaliła się na niego niczym ranny nosorożec na afrykańską sawannę.
- Nie. – Powiedział. – To niemożliwe.
- Janku, strasznie Cię przepraszam... – Pisnęła Zenia, wykonując gest, który miał chyba być pocieszającym poklepywaniem, jednak dziewczyna zatrzymała się w pół drogi i odsunęła rękę.
- Nie... Ale... Jak? Kiedy? – Głos Janka był cichy i naładowany emocjami, których do tej pory nie zaznał na własnej skórze.
- Wtedy, kiedy mnie wysłałeś, żebym powiedział Zeni, że nie przyjdziesz na spotkanie.
Pasek spojrzał z wyrzutem na przyjaciela. W jego oczach zaczęły tlić się śmiercionośne ogniki, takie same, jakie z pewnością tliły się w oczach mitycznej Meduzy, zanim Perseusz zabił ją jej własną bronią. Janek bardzo chciałby w tym momencie zabijać wzrokiem. Zupełnie nie wiedział, skąd wezbrało w nim tyle nienawiści do najlepszego, do tej pory, przyjaciela.
- Tyyy... Jak mogłeś? – Wysyczał wściekle.
- Janku, to nie jego wina. To ja... – Odezwała się Zenia cichym głosem, co spowodowało, że nienawistny wzrok Janka skierował się na nią. – Bo ja... To było... Coś zupełnie innego niż to do Ciebie...
Teraz Janek już nie wytrzymał. Wstał, odsuwając z łoskotem krzesło, które przewróciło się na podłogę. Ludzie siedzący przy stolikach obok zamilkli.
- Czyli co to było, to do mnie? – Zapytał podniesionym głosem.
- Janku, uspokój się, proszę. Usiądź. Zaraz Ci wytłumaczę...
- Co chcesz mi wyjaśniać? Że mnie zdradziłaś? – W normalnych warunkach Janek nigdy nie podejrzewałby się o takie teksty, godne bohaterów przebojowych południowoamerykańskich telenowel, które niegdyś jego matka oglądała z namiętnością równą tej, która zawładnęła Jankiem na punkcie książek. Ale w tym momencie nie panował nad sobą i mówił, co mu ślina na język przyniosła.
- Tak myślałam, że tak to widzisz... – Powiedziała Zenia tonem stwierdzającym fakt.
- Co?
- Janku, bardzo Cię lubię. I tylko lubię...
Takiego wyznania Janek również się nie spodziewał.
- A co z nim? – Pasek wskazał na Endiego palcem i przyglądał wijącej się pod jego wzrokiem zabójcy Zeni, która zarumieniła się, nie wiadomo czy bardziej ze wstydu, czy może z faktu, jak gorące uczucia opanowywały ją, gdy patrzyła na Andrzeja.
- Ja... My... To jest coś więcej... – Rzekła w końcu przyparta do muru dziewczyna, tak cicho, że nikt nie usłyszałby tego szczerego wyznania, gdyby nie to, że w kawiarence literackiej „Leonardo” zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Wszyscy zebrani tam goście w napięciu przyglądali się scenie, jaką wywołali Janek, Zenia i Endi. Każdy czekał na następny ruch któregoś z bohaterów tego romantycznego dramatu.
W Janku zawrzało. Krew napłynęła mu do głowy w takich ilościach, że gdyby był żarówką, zapewne zacząłby świecić na czerwono i dałby radę zasilić pół miasta. Powoli obracając głowę w stronę Endiego, sapał wściekle niczym lokomotywa, a gdy w końcu spojrzał w oczy kumpla i dostrzegł w nich ten sam blask, co w oczach Zeni, gdy wyznawała mu, że ona i Endi to „coś więcej”, zdołał tylko wysyczeć jadowicie „Nienawidzę Was”, po czym szybkim krokiem opuścił kawiarenkę, zostawiając za sobą skamieniałych gości i parę ludzi, na których do tej pory zależało mu najbardziej.
Gdy dotarł na przystanek, ignorując odjeżdżający w stronę domu autobus, ze złości kopnął w kosz stojący obok wiaty, skąd pod wpływem jego siły, wysypały się wszystkie śmieci. Następnie ruszył przed siebie, by na kolejnym przystanku złapać inny jadący w stronę jego osiedla środek komunikacji miejskiej.
Dopiero po powrocie do mieszkania wściekłość chłopaka przybrała inny kształt. Zwaliwszy się na łóżko i wtulając głowę w poduszkę, ściśnięte serce Janka spowodowało, że nasz bohater zawył rozpaczliwie w puchowy zagłówek i zapłakał.

sobota, 28 maja 2011

Brzydulowy pamiętnik

Peerelowskie okulary, zmierzwione włosy, niemodne ciuchy i aparat na zęby. Tak w skrócie można opisać Ulę Cieplak, czyli bohaterkę dobrze znanego serialu "BrzydUla" nadawanego kilkanaście miesięcy temu przez znaną stację telewizyjną. 
Na fali brzydulowego szaleństwa powstała również książka, stworzona przez samą odtwórczynię głównej roli - Julię Kamińską.
Pamiętnik napisany jest lekko i z humorem. Przedstawia nam życie Uli od momentu zatrudnienia się w firmie Febo & Dobrzański do czasu, gdy za sprawą Pshemka dziewczyna przechodzi metamorfozę w Piękna Ulę. Dni opisywane w pamiętniku wypełnia myśl o Marku oraz zmagania z codziennymi problemami. Czytając książkę mamy wrażenie, jakbyśmy znowu oglądali serial, przy okazji trochę lepiej poznając Ulę.
Tym, co mi się osobiście nie podoba w 'Pamiętniku" jest nieco infantylny styl. Ula - kobieta dwudziestopięcioletnia, swoje zapiski prowadzi niczym zakochana szesnastolatka. Stan zakochania chyba ma do siebie taką młodzieńczą naiwność... Ona sama widzi to jeszcze trafniej, pisząc "zatrzymałam się właśnie na etapie uczuciowo całkiem nieźle rozwiniętej jedenastolatki i tkwię w tym już czternaście lat".
Mimo wszystko zwierzenia BrzydUli to urocza i zabawna książka. Warto ją przeczytać, by na parę godzin oderwać się od codziennych trosk.

piątek, 27 maja 2011

Ach ta Bridget...

Bridget Jones - któż z nas nie zna najpopularniejszej brytyjskiej singielki wszech czasów? Nawet jeśli nie czytało się książki, jej postać jest dobrze rozpoznawalna dzięki świetnej kreacji Renee Zellweger w adaptacji obu części przygód tej bohaterki.
Moja przygoda z tą książką zaczęła się, kiedy byłam jeszcze nastolatką. Pamiętam, że próbowałam wtedy zrozumieć dylematy sfrustrowanej kobiety po trzydziestce, borykając się z własnym troskami i radościami. Teraz - niemal 8 lat po pierwszej przygodzie z twórczością Helen Fielding, patrzę na Bridget i jej przygody zupełnie inaczej. Chyba trochę bardziej ją rozumiem...
Pierwsza część przygód Jones to opowieść o poszukiwaniu miłości życia, codziennych zawodowych stresach i kłopotach z rodziną i przyjaciółmi. Bridget w swojej fajtułapowatości jest urocza i prześmieszna, bezbłędne puentując otaczającą ją rzeczywistość. Gdy kończymy książkę, zadowoleni z tego, że Bridge w końcu znalazła swojego wymarzonego mężczyznę i jest szczęśliwa, z niecierpliwością czekamy na kolejną część.
"W pogoni za rozumem" jest jednak nieco inna. Mnie osobiście denerwuje neurotyczność i zamartwianie się na zapas, jakie przejawia Bridget, będąc już w związku i polegając bardziej na poradnikach i zdaniu przyjaciół, niż na zaufaniu do samej siebie. Niszczy niemal wszystko, na co pracowała przez ostatni rok, przeżywa szaloną i niebezpieczną przygodę w Tajlandii, by w końcu dojść do ładu ze sobą i znowu być szczęśliwą.
Obie części, mimo iż momentami mogą denerwować, zasługują jednak na miano bestsellerów.
Polecam wszystkim wielbicielom dużej dawki śmiechu!

poniedziałek, 23 maja 2011

Pasek! Odcinek 13: Wykręty

Po powrocie do domu Pasek niemal natychmiast zapragnął zadzwonić do Zeni i przekazać jej radosne nowiny, że jest już wolny i, jak pomyślał w samochodzie, umówić się  z nią na randkę, którą przez swoją chorobę musiał odwołać, posyłając Endiego do kawiarenki „Leonardo”.
Wykręciwszy numer telefonu do dziewczyny ze zniecierpliwieniem oczekiwał, aż usłyszy jej głos. Odebrała po czterech sygnałach.
- Cześć Zenia, co porabiasz?
- Cześć Janku. Eee... Właśnie oglądam film. – Powiedziała dziewczyna z wahaniem. – Dlaczego dzwonisz?
To pytanie zdziwiło Janka.
- Chciałbym się z Tobą spotkać. Właśnie wyszedłem ze szpitala i pomyślałem, że możemy umówić się w „Leonardo” jak zaplanowaliśmy zanim zachorowałem...
Milczenie.
- Jesteś tam Zenia?
- Tak.
- I co o tym myślisz?
- O czym? – Zapytała, zupełnie tak jakby nie usłyszała pytania, które Janek uznawał za kluczowe dla całej tej rozmowy.
- O spotkaniu. Ty i ja w „Leonardo”. – Powtórzył.
- Ach... Janku, eee... Dzisiaj nie mogę.
- Dlaczego?
- Eee... Babcia do mnie przyjeżdża. Strasznie długo jej nie widziałam...
- Aha. Och. A kiedy byś mogła?
- Nie wiem.
Janek westchnął. Zupełnie nie wiedział, o co chodzi, domyślał się jednak, że Zenia nie jest z nim do końca szczera.
- Zenia, czy coś się stało? – Zapytał zaniepokojony.
- Janku, nie mogę teraz rozmawiać. Wszystko wyjaśnię Ci później. Zadzwonię. Pa!
I zanim Pasek zdążył cokolwiek powiedzieć, dziewczyna rozłączyła się.
Janek był totalnie zdezorientowany. Czy może powiedział coś nie tak Zeni, gdy ostatnim razem była u niego w szpitalu? Chyba nie. Była tak krótko, że nie miał czasu z nią nawet porozmawiać. Rozważając przez kilka minut najróżniejsze wątpliwości Janek w końcu zdecydował się zadzwonić do swojego najlepszego kumpla po radę.
- Siema Pasiu, co słychać? – Zapytał Endi tonem pełnym relaksu.
- Mam problem z Zenią. – Powiedział bez zbędnych wstępów Janek, a zachęcany przez przyjaciela do dalszych wynurzeń, stwierdził. – Ale to chyba nie jest rozmowa na telefon.
- Stary, wpadłbym, ale nie mogę.
- Jak to, jest przecież niedziela.
- Nooo, to taka grubsza sprawa.
- To znaczy? – Janek zaczynał się niecierpliwić. On i Endi nie mieli przed sobą nigdy tajemnic. I zawsze mieli dla siebie czas. A teraz nagle co? On i jego najlepszy kumpel nie mogą się spotkać, BO NIE? To nie był najlepszy powód.
- Stary, zrozum...
- Co mam zrozumieć? – Janek naprawdę nie wiedział, po co to całe zrozum. Zrozumiałby, gdyby wiedział, co ma zrozumieć, a nie wie, więc co?
- Nie mogę teraz rozmawiać. – Usłyszał już tylko to Janek, po czym w jego uszach rozbrzmiało miarowe „Biiip, biiip...”.
Pasek usiadł na krześle przy biurku zupełnie skonsternowany. Oczekiwał, że Zenia, dowiedziawszy się o jego powrocie, będzie chciała się z nim spotkać, jeśli nie dzisiaj, to w najbliższym, jasno określonym czasie, choćby w piątek popołudniu, a tu nic. Dlaczego? Czy stało się coś strasznego? Jakoś nie potrafił uwierzyć w historię o babci. Ton głosu Zeni nie był zbyt przekonujący. Był raczej... Pełen ukrytych wyrzutów sumienia? Nie wiedział, czemu tak pomyślał, ale właśnie coś takiego wpadło mu do głowy, gdy zastanawiał się nad powodami, dla których dziewczyna nie chciała się z nim spotkać.
I Endi. Ten jego niezrozumiały powód, dlaczego nie mogą się zobaczyć i pogadać jak starzy kumple od osiedlowej piaskownicy. Zwykle chłopak choćby w jednym krótkim, i przede wszystkim jasnym zdaniu wyjaśniał, dlaczego nie przyjdzie na umówione spotkanie. A teraz coś się zmieniło. Coś było nie tak. Tylko co?
Z jego rozważań wyrwał go dźwięk telefonu komórkowego. Zadziwiające, że od rozmowy z Zenią minęło kilka godzin! Janek zupełnie tego nie odczuł...
- Halo, Janku?
- Tak?
- Musimy porozmawiać.
- Słucham.
- Ale nie przez telefon.
- A co z twoją babcią? – Janek wiedział już na sto procent, że Zenia wcisnęła mu kit z odwiedzinami krewnej, jednak postanowił, być może trochę okrutnie, dać Zeni nauczkę za te kłamstwa, słuchając jak próbuje się z nich wykręcić.
- To nieważne.
Ta deklaracja, wypowiedziana stanowczo i pewnie, zaskoczyła Janka. Nie tego się spodziewał. Zamilkł więc i oczekiwał dalszego rozwoju tej rozmowy.
- Spotkajmy się w „Leonardo”, tak jak chciałeś. Za godzinę może być?
- Jasne. – Odparł, po czym zaczął gorączkowe przygotowania do randki z Zenią. Po pobycie w szpitalu nadal był lekko blady i wyglądał na zmęczonego. Jego rachityczna sylwetka wydawała się być jeszcze bardziej chuda, niż ponad tydzień wcześniej, zanim zapadł na grypę. Włosy, które już całkiem nieźle odrosły od ostatniej wizyty w salonie fryzjerskim, miały jakiś inny, ciemniejszy i bardziej głęboki kolor. Przeczesując je palcami, Janek stwierdził, że po raz pierwszy ułożyły mu się tak, jak zawsze tego pragnął: jego fryzura była łudząco podobna do tej od Jamesa Deana. Chłopak założył swój ulubiony, paskowy zestaw ubraniowy, spryskał się lekko męską wodą toaletową i ruszył na spotkanie swojej dziewczyny (tak już nazywał Zenię w myślach od jakiegoś czasu; był w niej naprawdę zakochany).
Dotarłszy na przystanek, Janek z niezadowoleniem stwierdził, że po raz kolejny uciekł mu autobus, mimo, że doskonale pamiętał rozkład jazdy na niedzielę, co nie zdarzało się często (gdyż zwykle Janek zapominał, że w weekendy autobusy jeżdżą nieco inaczej). Jak się okazało po dokładniejszym przestudiowaniu rozkładu, tym razem to nie była wina Janka, że się spóźnił, tylko zmiany godzin jazdy komunikacji miejskiej. Klnąc w duchu na te zupełnie nieproszone zbiegi okoliczności, Janek napisał do Zeni esemesa, że się spóźni o kilkanaście minut. Gdy w końcu dojechał na miejsce, kawiarenka literacka „Leonardo” zapraszała do środka ciepłym, złotożółtym światłem okien i zapachem doskonałej, świeżo parzonej kawy.
Zachęcony tym wspaniałym połączeniem wrażeń wzrokowo – zapachowych, Janek przekroczył próg kawiarenki, gdzie od razu zobaczył siedzącą w dalekim kącie Zenię.
Nie była sama.

niedziela, 22 maja 2011

Faun i wojna

W przeszłości niewielką wagę przykładałam do tego, jakie filmy oglądam. Ostatnio jednak często sięgam po filmy, którym daleko jest do typowego kina hollywoodzkiego, gdzie wszystko jest przewidywalne i powtarzalne...
Takim nietypowym dla mnie obrazem był "Labirynt Fauna", w reżyserii Meksykanina Guillermo del Toro. Pozornie jest to baśń fantasy, jednak oglądając film, widzimy bardzo wyraźnie, że jest to historia ludzkich dramatów czasów II wojny światowej, dziejąca się tuż obok, jeśli nie na pierwszym planie, przygód małej Ofelii - głównej bohaterki, która by przedostać się do fantastycznego świata, do którego przejścia strzeże tytułowy Faun, wykonać musi trzy śmiertelnie niebezpieczne zadania.
Urzekające, a zarazem przerażające, są zdjęcia: postacie fantastyczne wydają się być prawdziwe, a sceny związane z wojennym motywem filmu - mrożą krew w żyłach.
Film, trwający niemal dwie godziny , kończy się zaskakującym, jak dla przeciętnego widza kina amerykańskiego (którym, przyznaję, jestem), zakończeniem. Jednak nie rozczarowuje. Słusznie otrzymał 3 statuetki Oscara w 2006 roku oraz wiele innych nagród.

sobota, 21 maja 2011

Magia Północy

W ciągu ostatnich kilku lat na rodzimym rynku wydawniczym pojawia się coraz więcej książek autorów pochodzących ze Skandynawii. Jedną z nich, której poświęcam ten wpis, jest „Kwietniowa czarownica” szwedzkiej pisarki Majgull Axelsson.
Czytając tę powieść poznajemy niepełnosprawną od urodzenia Desiree, która przykuta do szpitalnego łóżka, do końca życia skazana na pomoc państwowej służby zdrowia, ma tylko jedno marzenie: chce dowiedzieć się, która z jej przybranych sióstr ukradła jej życie. Ma tylko jedną możliwość odkrycia prawdy: za pomocą swoich niezwykłych zdolności. Niczym tytułowa kwietniowa czarownica, potrafi wcielać się w ludzi i zwierzęta, co pomoże jej odkryć tajemnicę swojego nieszczęścia, a jej trzem siostrom da sposobność do zastanowienia się nad własnym życiem, a także nad ukrywaną przez długie lata historią, która zadecydowała o ich losach.
Zachęcam do przeczytania tej książki, gdyż niesie ona za sobą swoisty klimat północnej Europy, odrobinę magii, a także refleksję na długo pozostającą w pamięci.

poniedziałek, 16 maja 2011

Pasek! Odcinek 12: Różowa guma balonowa

Janek od tygodnia leżał w szpitalu, z dnia na dzień czując się coraz lepiej i z niecierpliwością oczekując wyjścia z tego przygnębiającego miejsca. Widząc na korytarzach wolno poruszających się chorych, smutek na ich twarzach, obdrapane ściany i czując specyficzny smrodek lecznicy chciał jak najszybciej opuścić to miejsce. Jedynym w miarę optymistycznym kątem, o ile można tak to określić, był dla Janka szpitalny oddział dziecięcy, na który od trzech dni bardzo chętnie zaglądał, aby przypatrzeć się rozgrywanym codziennie turniejom szachowym, organizowanym przez młodych wolontariuszy, odwiedzających chore dzieciaki.
Tego popołudnia, a była to sobota, postanowił umilić sobie czekanie na Endiego i Zenię w świetlicy, gdzie tym razem nie zastał nikogo, oprócz drobnej, brązowowłosej dziewczynki, która spoglądała za okno spode łba. Na widok Janka trzynastolatka momentalnie zmieniła pozycję, w której siedziała przy stole. Zanim dostrzegła chłopaka zajmowała miejsce niedbale, opierając głowę na dłoni i okropnie się garbiąc. Gdy wyczuła obecność Janka wyprostowała się i spojrzała na niego uważnie, uśmiechając się z rozmarzeniem.
- Cześć! – Wypalił Janek, co chyba wstrząsnęło dziewczynką, bo wydyszała tylko z nieukrywanym zachwytem w głosie: - Cześć...
- Nie ma dzisiaj szachów? – Zapytał Janek, lekko zakłopotany. Zupełnie nie wiedział czemu, ale zawstydziła go reakcja jaką objawiła trzynastoletnia dziewczynka na widok jego osoby.
- Jesteś Janek, prawda? Ja mam na imię Karolina. Może chciałbyś gumę do żucia? – Wypaliła dziewczyna, wyciągając z kieszeni piżamy różowy rulon gumy w taśmie i machając nim w stronę chłopaka.
- Taaa... to znaczy nie... To znaczy tak, jestem Janek i nie, nie chcę gumy. Ale dzięki i miło cię poznać. – Wyjąkał zaskoczony tym nagłym zainteresowaniem.
W oczach Karoliny pojawiło się rozczarowanie tym, że Janek odmówił przyjęcia od niej kawałka słodkiej balonówy.
- To może pogramy w chińczyka albo coś? – Zapytała trochę mniej pewnie.
- Eeee...
Zanim Janek zdążył odpowiedzieć na to pytanie, do świetlicy wpadła jedna z salowych, która przegoniła go do jego sali z upomnieniem, że musi zjeść obiad, który przed chwilą podała, a którego notabene Pasek szczerze nienawidził. Szpitalne jedzenie było równie mdłe, jak kolory ścian w toalecie i chłopak tylko czekał, aż ktoś z jego bliskich wybawi go od konieczności umierania z głodu, przynosząc jakieś domowe pyszności, by zaspokoić jego głód. Nie musiał długo czekać na ratunek, bowiem dziesięć minut później, do brodzącego łyżką w bezbarwnej zupie Janka przyszedł Endi wraz z Zenią, niosący mu wielką paczkę słodyczy, a także gołąbki przygotowane przez mamę Andrzeja i dwie pachnące kajzerki.
- Zdrowiej stary. – Zalecił Endi, poklepując go po ramieniu.
Janek szybko wchłonął mamine specjały, w nadziei, że porozmawia trochę dłużej z przyjacielem i „swoją” dziewczyną. Srodze się jednak rozczarował, bowiem jego goście mieli jakieś ważne sprawy do załatwienia na mieście, został więc sam.
W tej sytuacji popołudnie minęło Jankowi na czytaniu powieści, kupionej mu niedawno przez matkę, o tytule „Hrabia Monte Christo”. Tak bardzo wciągnęła go intrygująca fabuła książki, że nie zauważył, jak pielęgniarka wchodząca do jego sali ustawiła na jego stoliczku ręcznie robioną kartkę z wielkim sercem przebitym strzałą na środku. Dopiero odłożywszy książkę Janek dostrzegł tą korespondencję. W środku kartki, ładnym, odręcznym pismem napisane było:

Pierwszy raz dopada mnie to uczucie,
Ale wiem, że bardzo lubię Cię.

Gdy pierwszy szok opadł Janek z lekkim zadowoleniem stwierdził, że mile połechtał go ten miłosny dowód sympatii. Nie potrafił się jednak domyśleć, kto mógł mu przysłać ten krótki, acz treściwy poemat. Zastanawiał się, czy jest na jego oddziale jakaś dziewczyna, co musiał od razu wykluczyć, bo oprócz dwóch pań emerytek w sali obok i jednej pani w średnim wieku z połamaną nogą, nie było tu innych kobiet oprócz pielęgniarek i salowych, które raczej nie wyglądały na takie, które pałałyby do niego szczerym uwielbieniem.
Może to Zenia zostawiła mu ten przemiły akt miłości? Tylko dlaczego niczego nie zauważył? Owszem, dziewczyna wyglądała na szczęśliwą, po prostu „kwitnąco” jak powiedziałaby matka, Janek nie wiedział jednak czemu? Czyżby samo jego rychłe wyjście ze szpitala wprawiało ją w taki stan? Może...
Wyszedłszy na korytarz, nadal trzymając kartkę w dłoni, ponownie skierował swe kroki na oddział dziecięcy, robiąc to bardziej machinalnie, niż dlatego, że chciał tam pójść. Po prostu nogi same prowadziły go właśnie w to miejsce. Znowu znalazł się w świetlicy, gdzie teraz, oprócz brązowowłosej Karoliny, skupionej na rysowaniu jakiegoś portretu, była także młoda wolontariuszka Sabina, która uśmiechnęła się dobrodusznie na widok chłopaka.
- Ooo, cześć Janku! – przywitała się jowialnie. Była mniej więcej jego wzrostu, miała krótkie ciemnoczerwone włosy ułożone w artystyczny nieład i jasną cerę. Była też co najmniej dwa razy szersza od Janka, czym zyskała sobie u niego przydomek „Big Mama” (o czym nie wiedziała).
- Cześć. – Janek zauważył, że rysująca Karolina nagle podskoczyła i spojrzała na niego oczami wielkimi jak dwa czekoladowe dropsy, próbując przy tym ukryć efekt swojej pracy.
- Co tam masz Janku? – zapytała Sabina, patrząc na rzucające się w oczy papierowe serce. – List od wielbicielki?
- Wygląda na to, że tak. Nie wiem tylko, kim ta wielbicielka jest...
Ledwie to powiedział salę wypełnił straszliwy łomot przewróconego kubka z kredkami, które rozsypały się po podłodze. On i Sabina spojrzeli w tamtą stronę: brązowowłosa Karolina zanurkowała pod stół, nerwowo zgarniając kredki do kubka.
Sabina uśmiechnęła się tajemniczo pod nosem.
- Kiedy Cię wypisują? – Zapytała Janka.
- Chyba pojutrze, a może nawet jutro, o ile wypisują w niedzielę... Właściwie nigdy nie byłem w szpitalu, więc nie wiem... – Odparł chłopak.
- Będzie nam Ciebie brakowało Janku, prawda? – rzuciła Sabina nonszalancko, ni to do siebie, ni to do Karoliny, ni to w przestrzeń...
Karolina łypnęła spode łba na potężną wolontariuszkę i uśmiechnęła się półgębkiem do Janka. Po chwili cała trójka siedziała przy stole, grając w gry planszowe. Trwało to kilka godzin, podczas których Karolina raz po raz spoglądała na chłopaka z uwielbieniem, mimo iż Janek, ku swemu zdziwieniu, przegrywał większość starć, jakie przyszło mu rozegrać z dziewczynami. Co jakiś czas strzelały różowe balony z gumy do żucia, tworzone przez brązowowłosą dziewczynkę.
Tej nocy Janek miał dziwne sny. Najpierw śniło mu się, że tonie pośród wielkich różowych serc, które okazały się niezniszczalnymi balonami z gumy do żucia, wylatującymi z ust Karoliny z oddziału dziecięcego. Potem sceneria zmieniła się: stał zupełnie sam na środku białej pustki i nagle poczuł, że ktoś wbija mu nóż w plecy. Krzyknął z bólu przez sen i zanim się obudził, zdążył zauważyć, że tym kimś był Endi, trzymający za rękę śmiejącą się mściwie Zenię.
Janek, zlany potem, uświadomił sobie, że leży na ziemi. Ból w plecach nasilał się poprzez stłuczony kubek, który najwidoczniej upadł podczas dzikiej szamotaniny z prześcieradłem, jaką w czasie snu chłopak przeprowadził. Wstał szybko i obejrzał swoje plecy, które jednak nie odniosły żadnych poważnych uszkodzeń. Zastanawiał się, co może oznaczać ten sen. Przecież Endi nigdy by... Ani Zenia... Przecież to tylko sen...
Cały ranek upłynął Jankowi na oczekiwaniu rodziców, którzy mieli odebrać go ze szpitala. Chłopak spakował się, a kiedy był już gotowy, po raz ostatni udał się na oddział dziecięcy, gdzie, jak można było się łatwo domyślić, znowu spotkał Karolinę.
- Cześć! Ty tutaj chyba śpisz, co nie? – Zażartował, na co dziewczynka zarumieniła się.
- Wyjeżdżasz. – Stwierdziła smutno. – Czekałam na Ciebie...
Tym razem to Janek zarumienił się, zupełnie nie wiedział, dlaczego.
- Tak sobie pomyślałam, że może chciałbyś do mnie napisać na gadu – gadu... Albo tak tradycyjnie też byłoby fajnie, choć nikt już tak nie robi... W każdym razie chciałam dać Ci to. Mój adres i wszystkie inne namiary. Jeśli byś chciał, to napisz, zadzwoń, cokolwiek... – Wypaliła Karolina na wydechu, uciekając przed wzrokiem Janka i czerwieniąc się jak burak. Podała mu kartkę, gdzie znajomym, starannym pismem wypisane były wszystkie jej dane, po czym zanim Janek zdążył cokolwiek powiedzieć, wybiegła ze świetlicy i chłopak nie spotkał jej już od tamtej pory.
Gdy wkrótce potem jechał na tylnim siedzeniu ojcowskiego samochodu nadal rozważał, co miała znaczyć ta dziwna sytuacja. W pewnym momencie przypomniał sobie nawet skąd zna charakter pisma Karoliny. To ona, a nie jak myślał dzień wcześniej, że Sabina, była jego tajemniczą wielbicielką – poetką! Ale heca! Gdyby była starsza, kto wie? Może znaleźliby wspólny język. Tymczasem wracał do domu. Do Zeni. Do świata, w którym w czasie jego nieobecności kilka rzeczy uległo poważnej zmianie...

poniedziałek, 9 maja 2011

Pasek! Odcinek 11: Kręgi piekielne


Było piątkowe popołudnie, gdy Janek zamroczony gorączką leżał w swoim łóżku, przykryty wypłowiałą pościelą pokrytą komiksowym motywem. Za godzinę chłopak był umówiony z Zenią, nie miał jednak siły, by choćby wstać i wybrać jej numer z komórkowej listy kontaktów.
Tego ranka wstał z okropnym bólem głowy, targany mdłościami i tymi wszystkimi nieprzyjemnymi stanami, które objawiają się w chorobie. Słaniając się po domu, zdolny pić jedynie wodę, czuł jakby jedną nogą stał u przedsionka któregoś z dantejskich kręgów piekielnych. Nie wiedział właściwie, gdzie się tak załatwił, choć poprzedniego dnia dostrzegł, że Oskar jest nieaktywny, jeśli chodzi o podrywanie dziewczyn, co było dla niego nietypowe. Chłopak był bowiem blady jak ściana i prawie w ogóle się nie odzywał. Czyżby Janek przeżywał coś podobnego? Czy może jego choroba była dziesięć razy gorsza? Tego nie wiem. Wiem jednak, że jeszcze gorsza od złego samopoczucia była dla Janka świadomość, że Zenia, jego Zenia, będzie czekać na niego w kawiarence literackiej „Leonardo”, a on ją wystawi, bo nie umie się nawet podnieść i zadzwonić.
Gdy zbierał siły na uniesienie zbolałej powieki drzwi jego pokoju otwarły się i na progu pojawił się Endi, którego szeroki uśmiech zniknął na widok stanu, w jakim znajduje się jego kumpel.
- Stary, co Tobie? – Zapytał.
- Eee... na...
- Twoja mama mówiła, że jest z Tobą źle, ale nie przypuszczałem, że aż tak... – Stwierdził Endi ze strachem.
- Ze... nia! Zadzwoń do niej... – Wymamrotał Janek słabo.
Endi stał jak wryty, nie rozumiejąc do końca, jaka miałaby być jego rola w związku jego kumpla i tej jego Zeni.
- Umówiłem się z... nią. Za niecałą godzinę, w... „Leonardo”. – Wyjaśnił Janek. Andrzej błyskawicznie połączył ze sobą fakty i już po chwili wykręcał numer telefonu dziewczyny, ta jednak nie odbierała, ani za pierwszym, ani za drugim razem.
- Może... coś... się... stało... – Zmartwił się Pasek. Andrzej wybrał numer dziewczyny po raz trzeci.
Dwadzieścia minut później, gdy pewne było, że Andrzej nie dodzwoni się do Zeni, Janek resztkami sił rozkazał kumplowi, by poszedł za niego do kawiarenki „Leonardo” i wyjaśnił dziewczynie, dlaczego Pasek osobiście nie może pojawić się na miejscu spotkania. Gdyby chłopak był zdrowy, pomyślałby, że ta scena przypomina trochę obrazek z rycerskiego romansu, w którym wierny giermek spełnia ostatnią prośbę umierającego rycerza, z zastrzeżeniem, że sam Janek wolałby nie umierać. Konwencja wydawała się jednak być podobna.
Po wyjściu Andrzeja Janek zasnął na krótko, był to jednak sen niespokojny i przerwany ciągłymi napadami kaszlu i mdłości. Bolały go wszystkie mięśnie, był oblany potem, a jednocześnie drżał z zimna. W końcu po piętnastominutowej męczarni przed ubikacją Janek został zabrany przez ojca do szpitala. Omdlały wchodząc na izbę przyjęć usłyszał jeszcze, jak wezwany lekarz foruje Paska seniora, za tak późne przywiezienie syna do szpitala. Potem Janek nie pamiętał już nic.
Obudził się dopiero w szpitalnym łóżku. Świat wydawał się zamazany, jakby wszystko tonęło we mgle. Dźwięki były przytłumione, więc pierwszą myślą Paska było przerażające przekonanie, że umarł i czeka teraz gdzieś w zaświatach na swoją kolej, by stanąć przed obliczem Najwyższego. Dopiero po dziesięciu sekundach, gdy usłyszał szept matki: „Budzi się”, zrozumiał, że nadal żyje.
- Cooo... – Wychrypiał. Gardło miał suche jak piaski pustyni Atakama i bardzo obolałe.
- Ciiicho, synku, już wszystko dobrze. – Uspokoiła matka, poklepując go po dłoni leżącej na cienkiej pościeli.
- Co... mi... jest? – Wychrypiał Janek powtórnie, po czym dodał: – Chcę wody...
Pani Pasek zerwała się z krzesła i usłużnie napoiła syna butelką wody. W tym samym momencie do sali wszedł lekarz, który zaczął sprawdzać stan zdrowia Janka.
- No kolego, nieźle się urządziłeś. – Powiedział doktor, biorąc do ręki kartę pacjenta wiszącą na końcu paskowego łóżka.
Janek zdołał tylko chrapliwie zadyszeć, oczekując dalszych faktów co do swojego stanu zdrowia.
- Będziesz musiał tutaj trochę poleżeć. Tydzień, może dłużej. Podejrzewamy, że to świńska grypa, choć możemy się mylić. Ale lepiej dmuchać na zimne. Wirus w Twoim organizmie bardzo szybko uderzył. Gdyby rodzicie przywieźli Cię godzinę później...
W tym momencie weszła pani Pasek, nie dając dokończyć lekarzowi jego złowrogo brzmiącej kwestii. Niosła ze sobą dwie duże butelki wody mineralnej i dwa kartony soku porzeczkowego. Janek z wyrazem wdzięczności na twarzy takim, na jaki było go stać w sytuacji, w której się znalazł, wypił haustem dwie szklanki wody, wylewając sobie połowę płynów za kołnierz piżamy. Nie miał siły odczuwać zawstydzenia. Nie miał siły podnieść się choćby o milimetr, by matka mogła zmienić mu koszulę jak małemu dziecku. Ledwie wypił wodę, ponownie zasnął.
Obudził się w nocy, czując się nieco lepiej niż kilka godzin wcześniej i nasłuchując chrapania ludzi, z którymi możliwe, że trafił do sali. Nic nie zdołał jednak wychwycić. Może był w izolatce? Skoro to świńska grypa, to chyba powinien. Nagle ze strachem przypomniał sobie, że Ozi – jego nowy kolega Ozi – pewnie też był chory. W panice zaczął szukać swojego telefonu komórkowego, który matka z pewnością mu przywiozła, nie umiał go jednak w żaden sposób zlokalizować w otaczających go egipskich ciemnościach. Chciał wstać, lecz jego mięśnie były bardzo osłabione i dopiero po dziesięciu minutach zmagania się z własną chwilowo niepełnosprawną fizycznością zaczął przyjmować do wiadomości logiczne argumenty, jakie jego umysł zaczął tworzyć. Jeśli Ozi był chory, pewnie też leżał w szpitalu. A może to, co jego spotkało, to tylko zwykłe przeziębienie? Bardzo chciał wiedzieć, co się dzieje z jego kumplem. Był też ciekaw, czy Endiemu udało się wyjaśnić Zeni powód jego – Janka – nieobecności. I czy jego przyjaciele byli tutaj? Skoro jest chory na, być może, świńską grypę, pewnie nie wpuszczają na oddział gości. Janek nie zdążył dojrzeć, czy matka miała na sobie cały ten szpitalny arsenał, jaki nakładają na siebie ludzie podczas epidemii. Ale czy on jeden to już epidemia? Nie. Więc w takim razie czy Zenia i Endi, odwiedzili go już? Czy dzwonili? Czy...
Z głową pełną pytań Janek znowu zapadł w długi, leczniczy sen.
Następnego dnia Janek czuł się prawie tak samo podle jak poprzednio, jednak lekarze nie pozwalali na pogorszenie się jego stanu. Co kilka godzin serwowano mu zestaw kilku różnych lekarstw mających pokonać chorobę, przez co Janek czuł się nieco „na haju” i niemal przez cały czas spał. Znów więc nie dowiedział się, czy jego bliscy odwiedzili go czy nie, zadzwonili czy nie albo czy choćby o nim pamiętają. Kolejny dzień minął podobnie.
Dopiero trzeciego dnia Janek był na tyle przytomny, by móc przyswajać to, co mówi do niego lekarz czy matka.
- To nie świńska grypa. – Brzmiała wypowiedź lekarza, którą Janek uznał za najistotniejszą dla swojego istnienia.
- Była tu Zenia. I Andrzej. Nie pozwolono im wejść, więc kazali Cię pozdrowić i przekazali Ci to. – Oświadczyła matka, kładąc na stoliku obok łóżka ogromny kosz owoców (od Zeni) i sporą tabliczkę czekolady (od Endiego).
Miał też na tyle energii, by móc zadzwonić do Oziego, który jak się okazało, miał tylko dwudniową grypę żołądkową. Szczęściarz.
Telefony do Zeni i Endiego, co strasznie zdziwiło Janka, nie doczekały się odebrania...

niedziela, 8 maja 2011

Trochę inny Tolkien

Słysząc nazwisko Tolkien naszym pierwszym skojarzeniem jest fantastyczny świat Śródziemia, stworzony przez Johna Ronalda Reuela Tolkiena, autora takich bestsellerów jak "Władca Pierścieni", "Hobbit" czy "Silmarilion". Jednak nie o sławnym profesorze Oksfordu i jego dziełach będzie tu mowa, a o książce " Świadek ostateczny" napisanej przez jego wnuka Simona Tolkiena.
"Świadek ostateczny" opowiada o procesie w sprawie morderstwa, w której ofiarą jest lady Anna Robinson - żona wziętego polityka i matka nastoletniego Thomasa. 
Głównym bohaterem jest tutaj Thomas, który jako jedyny świadek śmierci matki oskarża niegdysiejszą asystentkę ojca (teraz już jego żonę) o zlecenie zamordowania lady Anny. Nie ma jednak żadnych dowodów na potwierdzenie swoich oskarżeń, co stawia go w bardzo niekorzystnym świetle zarówno przed ławą przysięgłych, jak i przed ojcem, który zaślepiony swoją karierą polityczną i niezachwianie wierzący w niewinność nowej żony, nie zgadza się z oskarżeniami chłopca.
Czy Thomasowi uda się dojść do prawdy? Na to pytanie może odpowiedzieć sobie każdy, kto przeczyta tę trzymającą w napięciu książkę.
Akcja toczy się szybko, intryga zapiera dech w piersiach od pierwszej do ostatniej strony. Polecam każdemu fanowi wątków kryminalnych, a także tym, którzy chcą poczytać Tolkiena trochę inaczej.

sobota, 7 maja 2011

Truskawki splamione krwią

Niewiele miałam w życiu okazji do tego, by czytać niemieckie kryminały. Może dlatego, że nie były mi one znane, a może dlatego, że żaden z nich nie miał tytułu, który zaintrygowałby mnie tak bardzo, jak książka niemieckiej pisarki Moniki Feth: "Zbieracz truskawek".
Historia pisana jest z perspektywy kilku osób. Jette - główna bohaterka - traci przyjaciółkę, która padła ofiarą tajemniczego zabójcy. Publicznie poprzysięga mu zemstę, co nie uchodzi jego uszom i powoduje, że zaczyna się niebezpieczna, ale i zaskakująca gra...
Książka aż prosi się o to, by zdradzić jej zakończenie, które mimo iż nietypowe, wydaje się nieco tkliwe. Jette, która przez mniej więcej 3/4 powieści wydaje się być osobą rozsądną i odporną na miłosne uniesienia (zwłaszcza w kontekście śmierci przyjaciółki), nieświadomie staje się ofiarą... własnych uczuć.
Mimo tego książka jest ciekawa i czyta się ją z wielką przyjemnością. Warto po nią sięgnąć! 

poniedziałek, 2 maja 2011

Pasek! Odcinek 10: Przeprosiny

Pierwsze dni Janka w nowym środowisku minęły spokojnie. Zajęcia na uczelni polegały głównie na zapoznawaniu się z programem nauczania i wykładowcami, a także na integracji z grupą.
Pasek najwięcej czasu spędzał z Oskarem, który zgodnie z pierwszym wrażeniem, jakie wywierał, był istnym „psem na baby” i zaczepiał wszystkie dziewczyny, niezależnie od tego, czy były brzydkie czy ładne, wysokie czy niskie, szczupłe czy pulchne. Dzięki nowemu koledze Janek po raz pierwszy mógłby chwalić się kumplom z osiedla, że jego kontakty towarzyskie z płcią przeciwną są naprawdę rozległe.
Jednak wcale go to nie cieszyło, bowiem Zenia nie odezwała się do niego przez cały tydzień. Jeszcze gorszym zjawiskiem był fakt, że dziewczyna wyłączyła telefon, więc nie miał możliwości napisania do niej, ani tym bardziej zadzwonienia.
I tak, targany wyrzutami sumienia i niepokojem o dalszą znajomość z dziewczyną jego marzeń, Janek dotrwał do niedzieli – dnia, kiedy to Zenia miała wrócić z warszawskich targów kosmetycznych. Kartka z adresem wisiała na monitorze jego komputera i przypominała mu o jego świętym obowiązku, jaki narzucało mu jego sumienie, by przeprosić kosmetyczkę i zrehabilitować się w jej oczach. Już dzień wcześniej nasz bohater kupił bombonierkę w kształcie serca, a w drodze na przystanek odwiedził kwiaciarnię i tradycyjnie kupił żółte tulipany, wspominając pierwsze udane spotkanie z wybranką swego serca.
Całą drogę do domu Zeni spędził Janek na rozmyślaniach o tym, co powie dziewczynie i jaka będzie jej reakcja. Po cichu marzył, że Zenia, początkowo zaskoczona tym, że oto on pojawia się u progu jej domu, z radością przyjmie prezenty, po czym ze świecącymi oczami wyzna mu, że czas, który musiała spędzić bez niego był dla niej najokrutniejszą torturą i, że tęskniła za nim bardziej, niż za kimkolwiek na świecie. Tak rozanieliła naszego Janka ta wizja, że ledwie przegapiłby przystanek, na którym ma wysiąść, jednak udało mu się szybko wyskoczyć z autobusu i ruszył pod podany mu, przez Paulinę adres.
Chłopak trafił na ładne, nowo wybudowane osiedle domków jednorodzinnych, za którym rozpościerała się ściana lasu, upstrzona wszystkimi kolorami jesieni. Stosunkowo szybko odnalazł dom Zeni. W oknach paliło się światło.
Naciskając dzwonek, mocniej ścisnął bukiet spoczywający w jego spoconej dłoni, a każda następna sekunda zbliżająca go do spotkania z Zenią wydawała się trwać wieczność. W końcu chłopak usłyszał kroki za drzwiami, które otwarły się i pojawiła się w nich jego wybranka.
Najwidoczniej bardzo zdziwił ją widok Janka. Stała w drzwiach z szeroko otwartymi oczyma, spoglądając to na niego, to na kwiaty i bombonierkę, ale nie uśmiechnęła się. Ograniczyła się do krótkiego, uprzejmego:
- Cześć.
- Cześć Zenia. – Wykrztusił w końcu Janek. Uniósł rękę z tulipanami na wysokość twarzy dziewczyny i kontynuował. – Przyszedłem Cię bardzo, ale to bardzo przeprosić. Zachowałem się jak idiota. Nie wiem, co mi odbiło. Proszę o Twoje wybaczenie.
Bukiet tulipanów nadal tkwił między jego twarzą i twarzą dziewczyny, więc Janek nie widział, jaka jest jej reakcja. W końcu chłopak poczuł, że Zenia delikatnie wyjmuje z jego rąk kwiaty i chwilę później oboje patrzyli na siebie w skupieniu. Zenia miała zacięty wyraz twarzy.
- Dzwoniłam do Ciebie. – Stwierdziła Zenia surowo.
- Dzwoniłem do Ciebie. – Rzekł w tym samym czasie Janek z żalem.
I znowu zamilkli, tak jakby nie wiedzieli co powiedzieć dalej, po tym, jak odezwali się równocześnie.
- Zepsuł mi się telefon w Warszawie. – Wyjaśniła w końcu Zenia, przerywając krępujące milczenie.
- To cudownie! – Wykrzyknął Janek radośnie. Oznaczało to bowiem, że Zenia nie olała go specjalnie! To złośliwość rzeczy martwych doprowadziła do tego, iż cały tydzień dziewczyna „ignorowała” jego esemesowe prośby o kontakt i chyba z pięćdziesiąt prób połączenia się z nią.
Dziewczyna spojrzała na Paska z nieukrywanym zdziwieniem.
- Zenia, bardzo, ale to bardzo Cię przepraszam. To dla Ciebie. Czekoladki. Na przeprosiny. – Chłopak podał jej kolorowe pudełko w kształcie serca.
Dziewczyna przyjęła prezent i po raz pierwszy leciutko się uśmiechnęła.
- Dziękuje. Może... Może wejdziesz? – Zaproponowała.
Janek zgodził się ochoczo. Nie wiedział czemu, czuł, że wszystko idzie w dobrym kierunku.
Dom Zeni był równie ładny w środku, co na zewnątrz. Dziewczyna ugościła Janka, nie odzywając się jednak. Chłopak czuł, że powinien powiedzieć coś jeszcze w związku z tym, jak bardzo jest mu głupio, że po wizycie u fryzjera z Zenią nie odezwał się do niej przez dwa tygodnie, nie wiedział jednak jak zacząć, więc milczał.
Gdy ta cisza stała się nieznośna, Janek nieśmiało zapytał, jak podobało się Zeni w Warszawie. Dziewczyna zaczęła opowiadać, że głównie pracowała i zbierała kontakty, by w przyszłości móc ułatwić sobie start na rynku usług kosmetycznych. Póki co miała współpracować z Pauliną, która chciała rozszerzyć zakres działalności swojego salonu fryzjerskiego o zabiegi upiększające i masaże.
- To świetny pomysł! – Zawołał Janek entuzjastycznie, a Zenia uśmiechnęła się szczerze i zapytała:
- A co tam u Ciebie, Janku?
Więc opowiedział jej o dwóch tygodniach, które spędził zaszywając się w swoim pokoju, kalając się za swoją głupotę tak długo i żarliwie, dopóki Zenia głośno i wyraźnie nie oznajmiła mu, że mu wybaczyła. Potem opowiedział o początku roku akademickiego i o Oskarze. Nim się obejrzał, minęły dwie godziny, podczas których zdążył umówić się na kolejne spotkanie z Zenią, po czym lekko zamroczony i radosny jak skowronek wrócił na swoje osiedle, czując się znowu lekko i zwycięsko.