niedziela, 26 lutego 2012

O płomiennym uczuciu pewnej guwernantki

Do czego zdolna jest kobieta by zdobyć serce upragnionego mężczyzny? To pytanie zadają sobie od wieków filozofowie, poeci, naukowcy, filmowcy oraz zwyczajni ludzie. Wśród wymienionego przeze mnie grona z pewnością jest również niemiecka pisarka Esther Vilar - autorka fenomenalnej powieści "Siedem pożarów Mademoiselle", którą jednym tchem przeczytałam w ten weekend.
Jest to opowieść o francuskiej guwernantce - Catherine Loucheron, opiekującej się córką argentyńskiego dyplomaty - Carlotą Linares. Mademoiselle jest kobietą niezwykłej urody, za którą szaleją wszyscy mężczyźni, ona jednak nie zważa na ich awanse, co jeszcze bardziej rozbudza ich pożądanie. Wszystko zmienia się w chwili, gdy podczas bożonarodzeniowej kolacji w płomieniach staje choinka Linaresów, a do ich domu przyjeżdża ekipa miejscowych strażaków z niepozornym Nickiem Kowalskim na czele. W jednym momencie zmienia się życie zarówno guwernantki, jak i jej podopiecznej. Bowiem Mademoiselle zakochuje się w łysiejącym dowódcy straży, który zdaje się w ogóle nie reagować na urodę i wdzięk młodej Francuzki. Co więc zrobić, by zdobyć ukochanego? Intryga, jaką ukuwa kobieta wraz z Carlotą zdziwi niejednego wielbiciela literatury!
Czytając tę książkę nie mogłam powstrzymać uśmiechu pojawiającego się co chwila na mojej twarzy. Esther Vilar pisze lekko i z humorem, doskonale ukazując przewrotność kobiecej psychiki. Nie obywa się również bez wiary w szczerą miłość oraz świetnych cytatów, których nie omieszkam się zapisać w moim zeszycie literackich złotych myśli. W tej książce nic nie rozczarowuje: jest po prostu doskonała od początku do samego bajkowego końca. Szczerze polecam!

sobota, 25 lutego 2012

Prawda gorsza od kłamstwa

Po „Dziką kaczkę” sięgnęłam, ponieważ w bardzo odległych czasach, kiedy byłam jeszcze w liceum przeczytałam opis tej książki, który bardzo mnie zaintrygował. Chodziło głównie o wątek Jadwini – czternastolatki popełniającej samobójstwo z powodu ptaka trzymanego na strychu i będącego jednocześnie oczkiem w głowie dziewczynki.
Jak się jednak okazało to nie kaczka była powodem tragicznego zakończenia sztuki Ibsena. Najważniejszą sprawą, jaką porusza ten utwór, jest prawda, której dowiaduje się Hjalmar Edkal od swojego dawnego przyjaciela. Wieść tak bardzo zaburza harmonię życia rodzinnego ubogiego fotografa, że w końcu doprowadza do samobójstwa jego córki. Sam winowajca zaś nie czuje się winny wywołanego zamieszania – wręcz przeciwnie – jest dumny ze swej uczciwości, która w jego mniemaniu porządkuje świat i sprawia, że staje się on lepszy. Jak można wywnioskować z całości utworu Georges jest w błędzie, bowiem prawda nie zawsze jest najlepszą drogą w życiu i często lepiej jest żyć w kłamstwie. Czy jest tak w rzeczywistości? Moim zdaniem tak, ponieważ często prawda bywa tak bolesna, że nie można z nią żyć. Rację miał ktoś, kto powiedział mi kiedyś, że "Czasem lepiej  nie wiedzieć wszystkiego..."

niedziela, 12 lutego 2012

Moje trzy wymiary drogi

Na początku była muzyka. Smutna, przejmująca, chłodna... Muzyka, gdzie głębokim dźwiękom skrzypiec towarzyszy magiczny dźwięk fortepianu. Moje uszy chciały więcej, zatem gdy tylko dowiedziałam się z jakiego filmu pochodzi utwór, przesłuchałam soundtrack ponownie, mając zamiar obejrzeć dzieło Johna Hillcoata z Viggo Mortensenem w roli głównej. Filmu jeszcze nie widziałam, ale książkę "Droga" Cormaca McCarthy'ego wypożyczyłam już jakiś czas temu i wreszcie mogłam ją przeczytać!
Jest to opowieść ukazująca świat w bliżej nieokreślonej przyszłości. Głównymi bohaterami są ojciec i syn, przemierzający bezkresne, opustoszałe tereny, niegdyś tętniące życiem. Spalone miasta, wsie, lasy... Wszędzie tylko szary popiół, śnieg i chłód... Nie wiadomo, w jaki sposób ludzie doprowadzili do tego stanu. Napotkanie żywego człowieka graniczy z cudem, a sytuacje, kiedy faktycznie się to dzieje nie należą zwykle ani do przyjemnych, ani też bezpiecznych. Po świecie grasują bowiem stada kanibali pozbawionych skrupułów i moralności, tylko czekających na chwile słabości bohaterów, idących drogą ku bliżej niesprecyzowanemu miejscu. Ojciec i syn, skazani na głód i zimno, nie poddają się. Jednak czytając tę książkę zadajemy sobie podstawowe pytania o wartość ludzkiego życia , wiarę i szczęście.
"Droga" na pewno potwierdza słuszność twierdzenia, że nie doceniamy tego, co dane jest nam tu i teraz. Tego, że tak naprawdę nasz świat (a właściwie realia świata Zachodu), mimo wad, jest barwny i pozbawiony wielkich trosk. Na co dzień bowiem nie zastanawiamy się czy mamy cokolwiek do jedzenia (myślimy raczej "co ciekawego jest do jedzenia"), czy mamy gdzie spać, czy ten dzień nie będzie naszym ostatnim... Warto przeczytać tę książkę choćby dlatego, by docenić to, co zostało nam dane i cieszyć się każdą chwilą. Nie wiadomo, co może przynieść jutro...

środa, 8 lutego 2012

Kat i ofiara

Piękna dziewczyna więziona przez szanowanego lekarza. Rzeczywistość, która jest zupełnie inna niż się wydaje. Temat trudny, bolesny i wręcz wstrząsający... I jednocześnie intrygujący już od pierwszego rozdziału. Nic dziwnego, że przeniesieniem "Tarantuli" Thierry'ego Jonqueta na ekran zajął się Pedro Almodovar - człowiek, który nieustannie rozważa etyczne problemy ludzkości.
Jak wspomniałam już wcześniej "Tarantula" to historia młodej i pięknej Ewy, o której śmiało można powiedzieć "współczesna niewolnica". Jednocześnie z jej panem - chirurgiem plastycznym Richardem Lafargue, łączy ją przedziwny związek. On - zmusza ją do prostytucji, ona - dręczy go grywaniem romantycznej piosenki "The Man I Love". Za tymi ciosami kryje się jednak coś więcej - tajemnica, o której wie tylko Ewa i Richard. Tajemnica, która powoduje, że oboje cierpią i są ofiarami. Jednocześnie każde z nich jest katem dla drugiego, co jeszcze bardziej komplikuje ich wzajemną relację...
Historia opowiedziana przez Jonqueta to połączenie perwersyjnego dramatu z dobrym kryminałem, którego końcówka może bardzo zaskoczyć. Zamykając książkę wciąż czujemy dziwne napięcie, towarzyszące nam na każdej stronie. Dramatyczny wątek wstrząsa czytelnikiem niesamowicie, a świadomość, że w kinach możemy obejrzeć to dzieło w wersji filmowej zachęca, by wejść w tą historię jeszcze raz.

wtorek, 7 lutego 2012

Powieść pełna skrajnych emocji

"Powrót do Missing" Abrahama Verghese to książka, która od pierwszej strony zaczarowała mnie, wywołując przy tym całą gamę skrajnych emocji.
Historia, mieszcząca się na ponad siedmiuset stronach, dotyczy dwóch osieroconych chłopców - Shivy i Mariona, których matka - hinduska zakonnica, zmarła przy porodzie, a ojciec - doświadczony chirurg, rozgoryczony i zupełnie nieprzygotowany do roli jaka mu przypadła, porzuca dzieci tuż po ich narodzinach. Chłopcy zostają jednak przygarnięci przez społeczność pracującą w etiopskim szpitalu Missing, gdzie odnajdują miłość, a także zawodowe powołanie. Tam także ich drogi rozdzielają się, zmuszając jednego z nich do ucieczki z kraju... Miną lata, zanim uda się rozdzielonym braciom spotkać ponownie.
Rozpoczynając tę książkę, byłam zauroczona elokwencją i stylem pisania, który w poetycki wręcz sposób opisuje uczucia bohaterów oraz afrykańskie krajobrazy, gdzie rozgrywa się większa cześć powieści. Im dalej, tym bardziej jeden z wątków się rozwijał, by w końcu wybuchnąć i... zostać przerwanym przez sceny, które w momencie tak dramatycznym wydały mi się nijakie i nic nie wnoszące, a jednak konieczne do przebrnięcia, by móc zrozumieć całą historię. W każdym razie na sto pięćdziesiątej stronie byłam WKURZONA, że czytam to opasłe tomisko, ale nie zaprzestałam poznawania książki. Nie pożałowałam. Bo po tych kilku dziesiątkach stron, gdzie wątki miotają człowiekiem jak drgawki, akcja była już z miarę płynna. Dramaty - narastają i opadają w naturalnym trybie, wciągając w lekturę coraz bardziej. Uczucia bohaterów - tak różne i dojrzewające wraz z nimi, są bliskie sercu. Do samego końca książka pozostaje także zaskakująca, sprawiając, że po jej zamknięciu długo nie można o niej zapomnieć. 
To niewątpliwie jedna z najbardziej fascynujących lektur, jakie przyszło mi przeczytać!