wtorek, 28 czerwca 2011

Oszukać przeznaczenie

Co by było, gdyby na świecie nie było morderstw i śmierci zadanej jednemu człowiekowi przez drugiego?
Można by snuć wiele wizji o tym, jaki świat byłby piękny, jednak czy aby na pewno? Może byłoby tak, jak w filmie nakręconym prze Stevena Spielberga, na podstawie opowiadania Phillipa K. Dicka? Mowa tu o "Raporcie mniejszości" z Tomem Cruisem w roli głównej, a także plejadą innych gwiazd, jak np. Colin Farrel czy Max von Sydow.
Akcja filmu toczy się w 2054 roku w Waszyngtonie. Od sześciu lat prowadzona jest tam eksperymentalna Agencja Prewencji, którego kapitanem jest John Anderton. Agencja, oprócz nowoczesnego sprzętu, dysponuje także trzema jasnowidzami, których przepowiednie pozwalają zapobiec morderstwom, zanim te się jeszcze wydarzą. Pasmo sukcesów przerywa wizja, dotycząca samego Andertona, który ścigany, dowiaduje się wielu zatajonych przed nim faktów, dotyczących działania Agencji Prewencji z "raportem mniejszości" na czele.
Czy uda mu się oszukać przeznaczenie i zapobiec spełnieniu się przepowiedni? Czy odkryje wszystkie tajemnice Agencji i swoich przełożonych? Odpowiedzi znajdziecie po obejrzeniu tego trzymającego w napięciu i pełnego zwrotów akcji thillera s-f. Fantastyczna fabuła i efekty specjalne to atuty filmu, które nie pozwalają oderwać oczu od ekranu choćby na minutę...

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Każdy ma coś do ukrycia...

Ramosowie to z pozoru zwyczajna, peruwiańska rodzina klasy średniej. Pozory jednak bardzo często mylą, o czym przekonujemy się czytając powieść Santiago Roncaliolo pt. "Wstyd". Tutaj każdy ma coś do ukrycia. A to, co ukryte, wywołuje tytułowy wstyd.
Ojciec - Alfredo, dowiaduje się, że pozostało mu zaledwie pół roku życia, o czym boi się powiedzieć swoim bliskim. Matka - Lucy, wplątuje się w przedziwny, perwersyjny romans, znudzona swoim życiem małżeńskim. Córka - Mariana, dziewczyna w okresie dojrzewania, zaczyna niebezpiecznie interesować się swoją najlepszą przyjaciółką. Syn - Sergio, widzi duchy, a Dziadzio, traktowany przez resztę rodziny, jak małe, nieporadne dziecko, zakochuje się w kobiecie poznanej przed laty. Na dodatek jedyne stworzenie, które mogłoby wydawać się normalne, czyli Kot, z przyczyn znanych tylko sobie samemu, sprawia same kłopoty...
Nie zdradzę Wam, jak skończy się ta historia. powiem tylko, że czyta się jednym tchem, więc zachęcam do sięgnięcia na biblioteczną półkę. To naprawdę świetna książka!

niedziela, 26 czerwca 2011

Smakowita lektura

Jakiś czas temu mój wzrok przyciągnął pewien intrygujący tytuł, znajdujący się na bibliotecznej półce. Przeczytawszy opis, zamieszczony na zewnętrznej stronie okładki, zabrałam owo dzieło do domu, by w wolnej chwili sięgnąć po nie i się zakochać...
Jako wielbicielka dobrej kuchni z nieukrywaną przyjemnością zagłębiłam się w lekturze książki „Zupa z granatów” amerykańskiej pisarki irańskiego pochodzenia Marshy Mehran. Jest to opowieść o trzech siostrach Aminpur, które po ucieczce z ogarniętego rewolucją Iranu trafiają do małego, irlandzkiego miasteczka, gdzie zakładają niewielką restaurację gdzie serwują specjały ze swojego kraju. Przełamując ludzką nieufność, kobiety próbują ułożyć sobie nowe życie, przygotowując codziennie takie pyszności jak dolme, bakławę czy tytułową zupę z granatów. Równocześnie poznajemy trudną przeszłość sióstr, związaną z życiem w Iranie, a także innych mieszkańców Ballinacroagh, ich wady, zalety i rozterki, ulegając urokowi tej wspaniałej książki...
To, co może jeszcze bardziej zachęcić do przeczytania „Zupy z granatów” to trzynaście przepisów na egzotyczne potrawy, pojawiające się w fabule książki, sprawiające, że niemal od razu ma się ochotę spróbować owych smakołyków.
Gorąco polecam wszystkim miłośnikom dobrej kuchni, wielbicielom Persji i Irlandii, a także wszystkim, którzy uwielbiają czytać. Nie zawiedziecie się!

sobota, 25 czerwca 2011

Mozart i wieloryb

Pośród wielu filmów o miłości, gdzie On poznaje Ją, Ona poznaje Jego, zakochują się w sobie, kłócą się, wracają do siebie, a potem są szczęśliwi, warto wyróżnić jeden, którego fabuła, mimo iż powtarza wyżej wspomniany schemat, jest na swój sposób wyjątkowa.
"Zaklęte serca” (oryginalny tytuł „Mozart and the Whale”) norweskiego reżysera Pettera Naessa to historia miłości dwojga ludzi: Donalda  i Isabelle – chorych na Zespół Aspergera, których łączy nie tylko choroba, ale i wielkie uczucie. On jest matematycznym geniuszem, prowadzącym grupę wsparcia dla osób z autyzmem, ona – utalentowaną artystką, którą zawsze mówi to, co myśli. Mimo trudności, z jakimi od początku zmaga się ich związek, postanawiają być razem i wspierać się w trudnych chwilach. Wszystko w imię siły wielkiej miłości.
Ten oparty na prawdziwej historii film to urokliwa opowieść, której atutami są świetni aktorzy: Josh Hartnett i Radha Mitchell, a także przesłanie, mówiące, że miłość nie patrzy na stan zdrowia czy okoliczności. Po prostu staje się i sprawia, że życie jest choć trochę lepsze...

piątek, 24 czerwca 2011

Druga strona medalu...

W 1997 roku miałam dziesięć lat. Do dziś pamiętam, że w dniu, w którym rozegrała się ta historia, oglądałam telewizję z babcią, a za oknem świeciło jasne, sierpniowe słońce. Do dziś pamiętam, jak media zdominowała jedna koszmarna wiadomość: księżna Diana nie żyje...
Powstało wiele filmów, próbujących wyjaśnić zagadkę nagłej śmierci „Królowej Ludzkich Serc”, głównie dokumentalnych. Pojawiło się także kilka fabuł, rekonstruujących życie Lady Di.
Dziewięć lat po jej śmierci, Stephen Fears postanowił opowiedzieć tę historię po raz kolejny, tym razem z nieco innej perspektywy. Właśnie o tym jest film „Królowa” z genialną rolą Hellen Mirren, grającą tytułową Elżbietę II – główny filar brytyjskiej rodziny królewskiej.
Film skupia się na tygodniu życia monarchini, zdominowanego przez wiadomość o śmierci wykluczonej z rodziny synowej. Elżbieta, zniesmaczona medialnymi skandalami Diany i jej zachowaniem wobec dworu, nie chce zgodzić się na wywieszenie królewskiej flagi do połowy masztu na znak żałoby, nie chce także wygłosić orędzia do narodu ani zgodzić się na huczny, państwowy pogrzeb. Można by pomyśleć, że ten upór to tylko fanaberie starszej kobiety, jednak reżyser stara się pokazać nam, że to jedna strona medalu. Nie usprawiedliwia zachowania królowej, ale stara się pokazać, co skłoniło ją do podjęcia takich, a nie innych decyzji. Między wierszami dostrzegamy w królowej człowieka, na którym spoczywa wielka odpowiedzialność, człowieka, który z pewną trudnością dostosowuje się do nowych czasów, człowieka, dla którego dobro narodu i rodziny jest najważniejsze...
Jeśli chcecie poznać tę historię z życia brytyjskiej królowej polecam obejrzenie tego filmu. Warto.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Narodziny Feniksa. Wspomnienie Seemela - skryby czarodziejskiej królowej Lilth

Wiele przepowiedni przepłynęło przez usta wróżbitów i wieszczy na ziemiach Świata. Wiele z tych przepowiedni spełniło się jeszcze w czasach niepamiętnych dla dziejopisarzy rodów i królewskich kronikarzy. Jednak żaden ze skrybów opisujących wydarzenia owych dni, które przeminęły, nie słyszał historii, którą chcę opowiedzieć Wam ja, stary skryba Czarodziejskiej Królowej. A jest to historia narodzin nadziei. Nadziei, wyłaniającej się z mroku Ciemnych Dni, które władały Światem przez lata, spowodowane wojną i śmiercią tysięcy jego mieszkańców, wojny która rozpętała się, kiedy wielu z nas nie było jeszcze na świecie, a kiedy to ja sam, Seemel Skryba byłem jeszcze bardzo młodym człowiekiem...
Był to rok 1500 Ery Smoka i od wielu lat na ziemiach Świata panował chaos i wojna. Wszystkie rasy zamieszkujące Świat toczyły ze sobą zażarte bitwy, wybijając się nawzajem bez opamiętania, burząc starożytne pakty i porozumienia między sobą. Nie było miejsca, gdzie mieszkałby pokój i harmonia. Cały Świat pokryty był całunem ciemności...
Wielu z nas ukrywało się, tworząc niewielkie grupki stroniące od obcych, w górskich szczelinach lub leśnych odmętach. Wiadomości, które bardzo rzadko dochodziły do naszych uszu, poprzez wędrujących samotnie nomadów, nie informowały nas o zakończeniu wojen i sporów Świata. Nikt nie miał już nadziei i nikt nie wierzył, że kiedyś te wstrząsające wydarzenia się zakończą.
Pewnego dnia jednak, do niewielkiej wioski, w której mieszkałem wraz z matką i siostrami, przybyło dwóch nomadów, którzy zupełnie nie przypominali wędrowców, jakich przyszło mi oglądać we wcześniejszych latach życia. Miałem wówczas siedemnaście lat.
Starszy z nich był ubrany w długi, sięgający do ziemi czarny płaszcz z kapturem. Spod nakrycia głowy wyłaniały się długie i splątane czarne włosy. Twarz miał ogorzałą i wysmaganą wiatrem, przecinała ją długa blizna po zranieniu, niewątpliwie od miecza. Oczy miał dumne, a z jego postawy biła wyniosłość. Jego towarzysz zaś był od niego dużo młodszy, może był nawet jego synem, bowiem po twarzy był bardzo podobny do starszego mężczyzny, nie miał jednak blizny, a policzki nie pozbyły się jeszcze pewnego dziecięcego charakteru. Miał może trzynaście lat, również był ubrany w płaszcz, a na plecach niósł spory worek podróżny.
Starszy z nomadów podszedł do przywódcy naszej małej zbiorowości i poprosił o możliwość przenocowania w naszym obozie, co było dziwne, bowiem nomadowie nie zatrzymywali się w obozach ludzi na noc. Przychodzili zazwyczaj wczesnym rankiem, by trochę pohandlować z miejscowymi i podzielić się wieściami ze Świata, po czym ruszali dalej i jeśli się zatrzymywali, to nigdy w pobliżu ludzkich siedzib. Byli samotnikami.
Przywódca zgodził się, widać jednak było, że bardzo zdziwiła go ta prośba. Przybysze rozłożyli swoje rzeczy na skraju naszej małej wioski na zboczu góry i przez prawie całą resztę dnia nie nawiązali z nami żadnego kontaktu. Wieczorem, gdy zapaliliśmy ognisko i rozsiedliśmy się wokół niego, by spożyć kolację, nomadowie nadal siedzieli w odosobnieniu, rozmawiając ze sobą przyciszonymi głosami. Kobiety co jakiś czas zerkały z niepokojem na obcych. Wódz wezwał do siebie wszystkich mężczyzn z wioski, w tym mnie i polecił nam byśmy dziś zachowali szczególną czujność w nocy. Chyba żałował, że zgodził się na obecność wędrowców w obozie.
Ja miałem strzec ogniska. Było to odpowiedzialne zadanie, bowiem ogień nie mógł nigdy zgasnąć, tak więc całą noc musiałem czuwać. Moi towarzysze rozstawili się w pewnych odległościach od obozu, pilnowali także wejść do jaskiń, w których mieszkaliśmy. Kobiety i dzieci poszły spać. Nomadzi nadal rozmawiali między sobą, spoglądając co jakiś czas w stronę ogniska.
Nie wiem ile czasu minęło, od kiedy zacząłem czuwanie przy ogniu. Byłem sam i nagle spostrzegłem, że nomadzi znikli. Zostały jednak ich bagaże, musieli więc być gdzieś w pobliżu. I choć było ciepło, poczułem dreszcze wstrząsające moim ciałem. Rozejrzałem się niespokojnie.
Nagle naprzeciw mnie usiadł młodszy z nomadów i uśmiechnął się. W ręku trzymał grubą gałąź. Dziś mogę napisać, że wydawało mi się, że miała rozmiary małej maczugi. Wzdrygnąłem się po raz kolejny. Czyżby ten młodzieniaszek chciał mnie zabić?
- Nie bój się. – Rzekł chłopiec. Miał ciepły głos, który od razu mnie uspokoił. Przestałem się bać w jednej chwili.
- Kim jesteś?
- To nie jest teraz ważne.
- Dlaczego tu przybyliście: Ty i Twój towarzysz?
- Wkrótce się dowiesz. – Odparł, po czym nagle zmorzyła mnie senność. Próbując pokonać to opanowujące mnie uczucie zdążyłem jeszcze zauważyć, że chłopiec uśmiecha się do mnie jeszcze szerzej i grzebie gałęzią w naszym ognisku.
Obudziłem się o świcie, przerażony. Ogień tlił się jeszcze na palenisku, dołożyłem więc drewna i rozbuchałem płomienie. Po chwili usłyszałem nadbiegających z różnych stron mężczyzn z wioski. Widać było, że wszyscy niedawno się przebudzili. Z ich ust wydobywały się krzyki:
- Gdzie nomadzi?
- Ogień się pali?
- Dlaczego zasnęliśmy?
W istocie. Po wędrowcach nie zostało ani śladu. Wódz, równie przerażony jak reszta wioski, nakazał nam sprawdzić, czy nic nie zginęło i czy wszyscy są cali i zdrowi. Obawiał się szczególnie o ogień. Gdybyśmy utracili nasz płomień, wioska byłaby poważnie zagrożona.
Następne kilka dni przeżyliśmy szczególnie troszcząc się o bezpieczeństwo wioski. Wszędzie wypatrywaliśmy dziwnych obcych, Ci jednak nie pojawili się, więc wszystko mogło wrócić do normy.
Jednak jakieś siedem dni później, kiedy noc była szczególnie ciemna i wszystko tonęło w mroku, a mnie po raz kolejny przyszło być strażnikiem ognia, stała się kolejna dziwna rzecz. Jak wiadomo każda noc niesie za sobą kakofonię tajemniczych dźwięków, wtedy jednak to wszystko ucichło. Gdy zawołałem na towarzyszy z wioski nie usłyszałem ich odpowiedzi, co mnie zaniepokoiło. Lecz zanim zdążyłem wykonać jakiś ruch w którąkolwiek stronę, by sprawdzić, czy mężczyznom nic się nie stało, rozpętał się silny wiatr, który niemal zdmuchnął ogień na palenisku. Trwało to tylko kilka sekund, po czym wiatr ucichł, a ja z przerażeniem spojrzałem w ledwie tlący się żar w ognisku. Jeszcze gorzej się poczułem, uświadamiając sobie, że nigdzie w pobliżu nie ma drewna, by ogień uratować, choć tego samego wieczoru nazbierałem spore jego naręcze.
- Nie bój się. – Usłyszałem znajmy głos. Wydawało mi się, że przemawia do mnie dogasający ogień. Zewsząd znowu dochodziły krzyki ludzi z wioski, nic jednak nie widziałem, patrzyłem więc tylko zafascynowany na ostatnią iskierkę w ognisku, która zamigotała, po czym płomienie pojawiły się równie niespodziewanie, jak znikły. Ogień jednak był znacznie większy niż poprzednio i wiedziałem, że oświetla teraz całą okolicę.
W płomieniach pojawiła się nagle twarz starszego z nomadów.
- Oto narodził się Feniks, a zwiastuje on nadzieję. Nie będzie już wojen między ludźmi, elfami, krasnoludami i innymi nacjami. Zaczyna się Nowa Era. Era Feniksa. Wyjdźcie z ukrycia, pogódźcie się z bliźnimi, zostańcie braćmi i żyjcie dotąd w zgodzie, bowiem Feniks, który odrodził się z popiołów, pozwoli odrodzić się także Wam. Radujcie się, bowiem nastał Czas Odnowy!
Twarz wędrowca znikła, po czym z płomieni wyfrunął niesamowicie piękny ptak o szkarłatno-złotym upierzeniu i smukłej sylwetce. Wzbił się w powietrze, a ciepły powiew jego skrzydeł jakby trafiał do serca, wzbudzając weń uczucia, jakich wcześniej nie znałem i jakich nie znali moi współplemieńcy. Wtedy nie wiedziałem, że to nadzieja. Wtedy nie wiedziałem, że to miłość do innych. Wtedy nie wiedziałem, że naprawdę zaczyna się odbudowa Świata i że wieloletnie wojny właśnie się kończą, że odwieczne spory zostają zażegnane. Nie wiedziałem, że Feniks przeleciał majestatycznie nad całym Światem, godząc ze sobą skłóconych...
Minęło wiele lat od tamtego wydarzenia, a do dziś nie wiem, kim byli owi wędrowcy, którzy zawitali do mojej wioski, gdy miałem zaledwie siedemnaście lat. Do dziś nie wiem czy i do czego wykorzystali ogień naszego paleniska. Wiem jednakże, iż tamte wydarzenia zakończyły trwającą 1500 lat Erę Smoka, a zapoczątkowały Erę Feniksa: Erę, która jak żadna inna rozpoczęła się niesamowitymi wręcz wydarzeniami, które odrodziły nasz Świat i które zapoczątkowały pokój, dobrobyt i szczęście, jakiego nie było od dawna. Jednak to, co wydarzyło się potem, to już całkiem inna historia...

niedziela, 12 czerwca 2011

Włoskie zakochanie...

Artyści i twórcy od wieków inspirują się historią najbardziej znanych szekspirowskich kochanków, czyli Romea i Julii. Tak też jest w przypadku filmu "Listy do Julii" Gary'ego Winicka, z Amandą Seyfield w roli głównej.
Jest to historia Sophie, która podczas podróży przedślubnej do Werony poznaje grupę kobiet odpisujących na listy nieszczęśliwie zakochanych, pozostawianych na ścianie domu Julii Capuletti. Zainspirowana ich pracą decyduje się napisać artykuł na temat "sekretarek Julii". Gdy odnajduje list napisany 50 lat wcześniej, poruszona historią młodej wtedy Clarie, postanawia odpisać na jej list. Nie wie, że ten krok zmieni bardzo wiele zarówno w życiu starszej pani, jak i jej własnym...
Mimo, iż "Listy do Julii" to kolejna typowa komedia romantyczna rodem z Hollywood, warto ją obejrzeć. Dech w piersiach zapierają piękne włoskie krajobrazy, a zabawna fabuła sprawia, że film ten jest doskonałym "umilaczem" pochmurnego wieczoru.

sobota, 11 czerwca 2011

Zabawa w kotka i myszkę

Parę tygodni temu miałam okazję obejrzeć film, który wbił mnie w fotel mistrzostwem z jakim był zrealizowany. Mam tu na myśli "Infiltrację" Martina Scorsese, z Leonardo DiCaprio i Mattem Damonem w rolach głównych.
Jest to historia dwóch policjantów: Billy'ego Costigana (DiCaprio) i Colina Sullivana (Damon). Pierwszy z nich, wychowany w patologicznej rodzinie, dostaje za zadanie przeniknięcie do struktur mafijnych. Drugi - szybko pnący się w górę agent policji Sullivan, jest jednocześnie wtyczką mafii w policji. W miarę rozwoju akcji zarówno przestępcy, jak i stróże prawa, zaczynają zdawać sobie sprawę z obecności szpiega w swoich szeregach, przez co rozpoczyna się trzymający w napięciu wyścig z czasem, który można określić kolokwialnym: kto kogo złapie pierwszy?
Film, mimo iż trwa trochę ponad dwie godziny, nie nudzi i nie rozczarowuje. Oprócz wyżej wymienionych gwiazd, w obrazie możemy zobaczyć: Jacka Nicholsona jako przebiegłego szefa mafii, Martina Sheena, Marka Wahlberga czy Verę Farmigę. Ponadto atutem filmu są świetne zdjęcia oraz zaskakujące zakończenie, co niewątpliwie wyróżnia "Infiltrację" spośród wielu podobnych jej filmów.
Polecam gorąco!

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Pasek! Odcinek 15: Melanż

Następnego dnia i przez wiele kolejnych, Janek trwał w dziwnym stanie rozstrojenia i rozgorączkowania. Oskar, jego jedyny ostatnio towarzysz rozmów, zupełnie nie mógł pojąć, co dzieje się z Paskiem (podejrzewał, że powikłania pogrypowe dokonały nieodwracalnych zmian w mózgu kumpla, jednak Janek, mimo swojego permanentnego wkurzenia radził sobie nadspodziewanie dobrze, jeśli idzie o nadrobienie zaległego materiału, którego było dosyć sporo; mało tego, udało mu się osiągnąć najwyższe wyniki ze wszystkich możliwych kolokwiów w ciągu ostatnich pięciu tygodni, co świadczyło, że z jego mózgiem musiało być wszystko w porządku, przynajmniej intelektualnie).
Janek tymczasem, naładowany złością niczym karabin maszynowy, przyswajał materiał studiów z niezwykłą jak na siebie łatwością, jednak w jego życiu uczuciowym wiatr hulał po pustym polu. Nie chciał mieć już do czynienia z żadną kobietą. Tym razem tak poważnie potraktował swoje postanowienie, że nie zgadzał się nawet na podwójne randki, gdzie on i jakaś dziewczyna, mieliby pójść gdzieś z Oskarem i jakąś koleżanką tej dziewczyny.
Ozi, niezrażony przez cztery tygodnie próbował namówić kumpla na porzucenie tego „dobrowolnego celibatu”, jak określił stan Janka, jednak bezskutecznie. Zrezygnował dopiero po tym, jak Janek oświadczył, że „wszystkie baby są porąbane i nie zamierza się umówić już z żadną z nich, choćby nie wiem jak była piękna, i co najważniejsze, zainteresowana nim”.
Nic więc nie zapowiadało zmian i nawet Sylwester, który zbliżał się wielkimi krokami, jawił się w głowie Janka jako coroczny maraton z telewizyjnymi programami rozrywkowymi, nadawanymi na żywo z wielkich miast. Kiedyś, po takich maratonach zwykle wychodził gdzieś z Endim, w tym roku jednak Janek nie chciał nawet wiedzieć gdzie Ten Zdrajca się wybiera (zapewne z Zenią).
Tak więc w Sylwestrowy wieczór, zaopatrzony w dużą porcję czipsów, paluszków i makówek pozostałych po Wigilii oraz w dwie butelki wina, zasiadł przed telewizorem, ze znudzeniem przerzucając kanały. Ani się obejrzał, jak wchłonął paczkę czipsów oraz obie butelki czerwonego płynu.
Wino poprawiło mu humor. Czuł się dziwnie radosny i pomyślał sobie, że właściwie czemu nie miałby wkręcić się na jakąś imprezę? Alkohol w jego żyłach wybrał w telefonie numer Oziego, który odebrał po pięciu sygnałach, krzycząc do słuchawki:
- Paaaasiu, cooo jeeest?? Gdzie się bawisz?
- W do...mu. – Odparł Janek czkając. Po drugiej stronie linii oprócz wrzasków i pijackiego postukiwania butelek, słychać było głośną muzykę.
- Cooooo? – Wyglądało na to, że Oskar nic nie słyszy. Janek zignorował to pytanie, i zachęcony imprezową atmosferą, która niewątpliwie panowała tam, gdzie znajdował się teraz jego kumpel, wrzasnął tylko do słuchawki „Idę do Was!”, po czym ruszył na osiedle domków jednorodzinnych, znajdujące się tuż obok jego blokowiska.
Mieszkała tam Karolina – rudowłosa starościna jego roku, która już miesiąc temu zapowiedziała, że zaprasza wszystkich, w tym między innymi Oskara i Janka, na imprezę noworoczną, która odbędzie się jej domu. Mimo, iż Janek zarzekał się, że nigdzie się nie pojawi, tego ostatniego dnia roku, po wypiciu dwóch butelek bułgarskiego wina, lekko chwiejnym krokiem, przy akompaniamencie własnej czkawki, ruszył pod zasłyszany kilka razy adres. Wchodząc w uliczkę, na której mieszkała Karolina, od razu wiedział, który dom jest jej. Głośna muzyka wydobywała się z wielkiego, dwupiętrowego apartamentu, a przez otwarte okna słychać było piski i wrzaski. Na podjeździe stało kilkanaście samochodów. W normalnym stanie świadomości Janek od samego patrzenia dostałby oczopląsu i zwiałby gdzie pieprz rośnie, czując, że nie pasuje na tą imprezę. Ale nie dziś. Dziś czuł, zupełnie nie wiedział czemu, że zostanie królem balu.
Zadzwonił do drzwi, jednak wyglądało na to, że nikt nie słyszy dzwonka, pozwolił sobie więc na ich otwarcie i wejście jak do siebie. Wchodząc do przestronnego salonu ujrzał chyba ze trzydzieści osób, próbujących tańczyć cokolwiek w rytm latynoskiej piosenki, wydobywającej się z głośników. Kolejne dwadzieścia osób siedziało lub stało, próbując przekrzyczeć muzykę. Zaś pozostała trzydziestka (na imprezie było bowiem około 80 osób), pozostała niezauważona przez Janka, gdyż te osoby rozpierzchły się po całym domu, szukając miejsca, gdzie znalazłyby trochę spokoju.
Janek, podrygując nieco nieśmiało rozejrzał się wokół, szukając jakiejś znajomej twarzy. Kiedy w końcu zauważył jedną z dziewczyn z jego grupy, podszedł do niej, pytając o Oskara. Lidka, bo tak miała na imię owa koleżanka, machnęła ręką w stronę kuchni, więc Pasek ruszył we wskazane miejsce. Ozi istotnie znajdował się w kuchni, gdzie jakaś czarnowłosa nimfa, którą trzymał w objęciach, pakowała mu do ust kandyzowane wisienki, uśmiechając się uwodzicielsko.
Nim jednak Janek zdążył się odezwać czy choćby zostać zauważonym przez kumpla, ktoś z salonu przeciągnął go na bok, wkładając mu do rąk butelkę z zimnym piwem. Zdezorientowany Janek nie dowiedział się nigdy, kim był jego darczyńca, bowiem zaraz po tym, jak ową butelkę otrzymał, ten ktoś zniknął w tłumie, a on stanął w samym środku rozchichotanej garstki dziewcząt. Wszystkie uśmiechały się do niego, a Janek, sam nie wiedząc czy z zaskoczenia, czy z trwogi przed płcią przeciwną, czy tez może z zupełnie innego powodu, wypił całą butelkę piwa jednym haustem, potem zaczął się wyginać, jego ciało stało się bezwładne, umysł się wyłączył, a wszystko zdawało się być jakimś pokręconym snem wariata, bo wydawało mu się, że wypił jeszcze dwa piwa, potem całował się z jakąś zupełnie nieznajomą dziewczyną, potem znowu tańczył, potem wszedł na stół i zaczął śpiewać, słyszał oklaski, wznosił ręce w geście triumfu, czuł poklepywania po plecach, a potem poczuł się tak źle, ze chyba nawet trafił do łazienki, wyłożonej niesamowicie białymi kafelkami ze złotym ornamentem i potem już nic nie pamiętał, ale wiedział w jakiś podskórny sposób, że jego głowa leży na czymś miękkim i pachnącym...
Obudził się przed południem, jak wskazywał zegarek, który nosił na nadgarstku. Głowa bolała go tak niemiłosiernie, że byłby w stanie ją sobie urwać, byleby nie musieć znosić tego bólu. Podnosząc się, czuł zawroty głowy, które nasiliły się, gdy uzyskał już pozycję w miarę pionową. Gdy już zrozumiał gdzie mniej więcej się znajduje, uświadomił sobie, że spał w stosie kurtek, które z faktu nie zmieszczenia się na garderobie w przedpokoju, leżały również wokół tejże garderoby. Powoli ruszając w stronę kuchni, by zdobyć coś do picia, dostrzegł rozmiary burzy, jaka tej nocy przetoczyła się przez willę Karoliny. Puste butelki po różnych alkoholach walały się wszędzie. Między nimi leżały pokruszone przekąski wszelkiej maści i martwe, kolorowe balony i serpentyny. Kilka osób spało w tych samych fotelach, w których utknęli jeszcze przed północą ostatniego dnia roku. Jakiś chłopak miał cały czubek głowy wysmarowany bitą śmietaną w spreju, na której szczycie ktoś dowcipnie (być może Nimfa Oziego) umieścił karminową kandyzowaną wisienkę. Gdyby Janka nie bolała tak głowa, zastanawiałby się, jak tu do licha trafił i jak przeżył tą pierwszą w życiu mega-bibę, na której na dodatek urwał mu się film.
Wszedł do kuchni, gdzie oparta o blat stała gospodyni zamieszania, Karolina. Ćmiła papierosa, nie przejmując się tym, że popiół z peta pada na niesamowicie drogie kafelki, którymi wyłożona była podłoga. Miała nieodgadniony wyraz twarzy, a dym wokół jej postaci dodawał jej tajemniczości.
- Cześć Pasiu. – Uśmiechnęła się na jego widok, strzepując ledwie dostrzegalny popiół. – Nieźle dałeś czadu. Nie wiedziałam, że jesteś taki wyluzowany. – Rzekła bez zbędnych wstępów.
Janek dopadł kartonu z sokiem, stojącego na blacie i zaczął pić tak łapczywie, że polało mu się po bokach, ale nie przejął się tym.
- Co, kaczorek? – Zapytała Karolina, uśmiechając się półgębkiem.
- Co? – Zapytał w końcu Janek, opróżniwszy do końca karton z napojem.
- Kac, Pasiu, kac. Był niezły melanż.
Janek pokiwał powoli obolałą głową. Na nic zdało się rozpaczliwe przywoływanie szarych komórek do porządku, w celu przypomnienia sobie, co właściwie takiego robił na imprezie. Od momentu wypicia darowanego piwa cała rzeczywistość była albo snem, albo czymś, czego kompletnie nie kontrolował. Nie wiedział, czy pytać Karoliny cóż takiego wyprawiał podczas imprezy, jednak rozmowa sama potoczyła się w tym kierunku, ponieważ dziewczyna patrzyła na Paska wymownie, uśmiechając się półgębkiem.
- Tańczyłeś na stole jak Ricky Martin, Pasiu i śpiewałeś latynoskie piosenki prawie jak Julio Iglesias. Dziewczyny szalały. Czemu nie jesteś taki na codzień, co? Trzymasz się z Ozim, ale jesteś zupełnie inny, taki wycofany i w ogóle. W nocy naprawdę dałeś popis. No a potem... Nie pamiętasz niczego?
- Nieee... – Przyznał szczerze Janek.
- W sumie się nie dziwię... Pierwszy raz byłeś na takiej grubej bibie?
Janek potwierdził, choć dobrze wiedział, że to może nie przysporzyć mu popularności. Miał przy tym tak zbolałą i cierpiętniczą minę, że Karolina tylko zaśmiała się głośno, mówiąc:
- Uroczy jesteś. Cieszę się, że przyszedłeś. – Po czym wyszła, zostawiając Paska sam na sam ze swoimi myślami.

sobota, 4 czerwca 2011

Sumo (i) życie

Niewielka książeczka "Zapasy z życiem" Erica-Emmanuela Schmitta, po raz kolejny udowadnia, że nie trzeba pisać dużo, by w prosty, a jednocześnie urzekający sposób przekazać prawdę życiową, która wielu z nas wydaje się czasem niedostrzegalna...
Jest to historia piętnastoletniego Juna - mieszkającego na ulicy, cherlawego Japończyka, który za sprawą pewnego starszego pana - nawiasem mówiąc mistrza sumo - wstępuje do szkoły przez niego prowadzonej. Pomimo początkowej niechęci chłopak z czasem przekonuje się do narodowego sportu. Dowiaduje się także wielu rzeczy o sobie, znajduje wiarę w siebie i miłość.
Myślę, że nie trzeba wielu słów, ani wielogodzinnych zachęt, by przeczytać tę książkę. Po prostu dajcie się zaczarować i sięgnijcie po "Zapasy z życiem"!