środa, 27 czerwca 2012

Gdy nie ma dzieci

Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni, 
gdy nie ma w domu dzieci to jesteśmy niegrzeczni...
Słowa znanej piosenki zespołu Kult wydały mi się bardzo dobrym wstępem do opowieści o rodzicach i ich trzydziestopięcioletniej córce. 
Napisana prawie 90 lat temu powieść "Ptaszyna" węgierskiego literata Dezso Kosztolanyiego skojarzyła mi się także z innym dziełem - tym razem literackim, a mianowicie "Wizytą starszej pani" Friedricha Dürrenmatta. Skąd tyle odwołań? Już wyjaśniam.
Tytułowa Ptaszyna jest brzydką i grubą starą panną, mieszkającą w pewnym węgierskim mieście z kochającymi ją rodzicami. Pewnego dnia zostaje zaproszona do wujostwa na wieś, gdzie ma spędzić tydzień, zostawiając tym samym starych rodziców "na pastwę losu". Wyjazd jest dla niej traumą, jednak nie staje się głównym tematem powieści. Przynajmniej nie dosłownie. W rzeczywistości są nim opuszczeni przez córkę rodzice, którzy uwolnieni od obowiązku opiekowania się samotną latoroślą poznają zapomniany smak życia. Życia bez Ptaszyny. To dlatego fabuła skojarzyła mi się z KULTową piosenką.
Co jednak z porównaniem do dzieła Dürrenmatta? Być może gra tutaj rolę klimat małego miasteczka, które w wypadku szwajcarskiego dramaturga również było planem rozgrywających się wydarzeń? A może chodzi o to, że każdy z bohaterów skrywa jakąś niewypowiedzianą tajemnicę, sekret, którego się wstydzi? Istotna jest tu także rola symboli (jak choćby brzydota Ptaszyny), tak ważnych również w "Wizycie starszej pani".
Zatem: czy warto sięgnąć po tą niemal dwustustronicową lekturę? Myślę, że tak. Chwile śmiechu oraz refleksji są gwarantowane, a książka w całości na długo pozostaje w pamięci. 

sobota, 16 czerwca 2012

Latawiec z Afganistanu

Nigdy wcześniej nie sięgałam po literaturę afgańską. Chyba dlatego, że do tej pory niewiele książek napisanych przez autorów z tego kraju ujrzało światło dzienne. To, co miałam okazję przeczytać ostatnio zostanie w moje pamięci na bardzo długo, jeśli nie na zawsze. "Chłopiec z latawcem" afgańskiego pisarza Khaleda Hosseini, mieszkającego na co dzień w Stanach Zjednoczonych, to powieść, która wstrząsnęła mną do głębi.
Książka podzielona jest jakby na dwie części. W pierwszej poznajemy 12-letniego Amira - syna bogatego kupca z Kabulu, za wszelką cenę próbującego zyskać uznanie w oczach ojca. Okazja ku temu nadarza się gdy w mieście organizowane są zawody latawcowe. Amir, z pomocą najlepszego przyjaciela Hasana, wygrywa konkurs i wreszcie osiąga swój cel. Zwycięstwo ma jednak gorzki smak goryczy, bowiem chłopiec przypadkiem staje się świadkiem dramatu: grupa miejscowych łobuzów napada Hasana, a ich przywódca - Asef - gwałci chłopca. Przestraszony Amir ucieka, a to okropne wydarzenie ciągnie za sobą lawinę innych przykrych sytuacji i pozostawia ślad w psychice chłopca na całe życie. Odkupienie przyjdzie dopiero 25 lat później - w drugiej "części" książki, kiedy to Amir będzie musiał wrócić do opanowanego przez talibów Afganistanu, by uratować osieroconego syna Hasana - Sohraba. Nim to jednak nastąpi, mężczyzna będzie musiał zmierzyć się z zaskakującą prawdą o swoim życiu oraz niewyobrażalnymi okrucieństwami...
Powieść Hosseiniego to niezwykle poruszająca historia, opowiadająca o miłości, prawdzie, zdradzie, honorze, wojnie i problemach etnicznych z jakimi od co najmniej czterdziestu lat zmaga się Afganistan. Książka chwilami może zbyt okrutna, jednak nie niesmaczna. Trzyma w napięciu do samego końca, a po jej zamknięciu odczuwa się jeszcze większy smutek. Nie tylko z oczywistego powodu, że to już ostatnia strona. By jednak dowiedzieć się, co jeszcze innego może zasmucać, należy po prostu ją przeczytać. Warto!

czwartek, 7 czerwca 2012

O jedzeniu i niejedzeniu słów kilka

Okładka w czerwonym kolorze z płonącymi papryczkami chilli ułożonymi jak diabelskie różki - ten piekielny wizerunek przedstawia sobą książka "Tosty i posty" autorstwa Ewy Awdziejczyk. Gdy jednak przeniesiemy się na tylną stronę okładki, naszym oczom ukazuje się nie informacja o autorze czy ciekawostki o książce, a "niebiański" widok - wygryziona niczym aureola kromka chleba na niebieskawym tle. To "Posty i tosty" - których głównym autorem jest tym razem ojciec Jan Bereza OSB. Obie książki, złączone w jeden tom, tworzą niesamowicie ciekawą opowieść o jedzeniu i poszczeniu, którą z wielkim zainteresowaniem przeczytałam ostatnio.
Zaczęłam od piekielnych "Tostów..." jako że lubię jeść, a diety odchudzające towarzyszyły mi chyba przez całe liceum. Pani Awdziejczak przytacza w swojej części historię diet odchudzających i rządzących naszym życiem kanonów piękna. Pisze także o psychologicznych i socjologicznych uwarunkowaniach tego co, kiedy i jak jemy. Omawia choroby związane z zaburzeniami odżywiania oraz nowe trendy i rządowe programy odchudzania społeczeństwa. Wszystko to podane jest w tak ciekawy sposób, że "Tosty..." pożera się niczym ulubioną potrawę.
Nieco inaczej jest z "Postami...". Tutaj nie wiedziałam czego się spodziewać. Niby post jest czymś ważnym w naszym życiu, ale czy go przestrzegamy? Czy rozumiemy jego ideę i płynące z niej nauki? Jan Bereza z punktu widzenia duchownego przybliża nam post i jego znaczenie, opowiada o historii tego zjawiska, a także o poście w innych religiach i kulturach. Bez moralizatorstwa i średniowiecznego podejścia do sprawy. Po prostu obiektywnie.
Jeśli więc znudziły Wam się już podręczniki z dietami, warto sięgnąć po "Tosty/posty" - odchudzający się podejdą z dystansem do swoich diet, a poszczący umocnią się w swoich postanowieniach. A jeśli nie jesteście ani na diecie, ani w czasie postu? Z pewnością dowiecie się kilku ciekawych faktów. Polecam!