czwartek, 28 lutego 2013

Lekarz. Pacjent. Słoń.

Ostatnio miałam mało czasu na czytanie, dlatego pochłoniecie książki, która dziś opisuję zajęło mi sporo czasu... Może jednak nie chodzi o sesję, pracę i inne rozrywki, tylko o fakt, że "Miasto Szklanych Słoni" to dziwna lektura. 
Niby jest to historia szanowanego okulisty Jana Kwiecistego, który za pomocą dość oryginalnych metod leczy przypadłości swoich pacjentów. Ale pojawia się też drugi wątek - tak dla lepszego rozeznania napisany inna czcionką - w którym Jan jest pacjentem szpitala w Mieście Szklanych Słoni, który by dojść do siebie musi pisać dziennik. 
Historie przeplatają się, tworząc dwoisty obraz świata. I jak tak człowiek czyta, to zastanawia się, która z historii to prawda, a która to tylko wymysł człowieka, który kimkolwiek by nie był i tak ma w pewnym stopniu nierówno pod sufitem...
Dziś zastanawiam się, dlaczego właściwie zdecydowałam się na przeczytanie dzieła pana Sieniewicza. Może skłonił mnie do tego kolorowy słoń na okładce? Może zachęciła mnie to tego "ambitność" tej książki? Nie wiem. Ten sam problem mam zastanawiając się, czemu mimo męki, jaka przeżywałam czytając pewne fragmenty, nie oddałam książki do biblioteki? Zaciekawienie, co będzie dalej? Ambicja, by jednak ją skończyć? Te pytania pozostaną bez odpowiedzi. Oceny, ani jakiejś konkretnej zachęty też nie będzie. Tak po prostu.