wtorek, 29 marca 2011

Pasek! Odcinek 5: Farba do włosów

Janek obudził się z bardzo błogiego, acz krótkiego snu. Do pokoju wpadało jasne światło wczesnojesiennego poranka, tak jakby nawet słońce uśmiechało się właśnie do niego – najszczęśliwszego dwudziestolatka na Ziemi.
Chłopak nie spał całą noc, rozpamiętując każdą minutę spędzoną poprzedniego dnia
z Zenią.
Zenia! Zenobia! Zeniulka! Cudowne imię, cudownej dziewczyny! Ciągle słyszał
w uszach jej radosny śmiech, zamykając oczy widział jej lekko pyzatą buzię okoloną złotymi loczkami. Jego Zenia! Zenobia! Zeniulinka!
Unosząc się pięć centymetrów nad ziemią wykonał zadziwiająco długą serię zabiegów kosmetycznych. Postanowi zadbać o siebie. Wszystko dla Zeni!
Zenia! Zenia! Serce wybijało rytm, jakby ono również chciało śpiewać.
Janek umył zęby (i dodatkowo przeczyścił je nicią dentystyczną, choć jeszcze nic nie zjadł, nie było więc mowy, że ma jakieś resztki jedzenia między zębami), wziął prysznic, umył włosy, a następnie zajął się twarzą. Pamiętając o swojej poprzedniej klęsce nie użył peelingu matki. Po raz pierwszy także nie rzucił się do wyciskania pryszczy, co, jak wiedział, powodowało, że jego trądzik wciąż był taki, jaki był. Patrząc w lustro stwierdził też, iż kolor jego włosów zawsze pozostawiał wiele do życzenia, więc postanowił coś z tym zrobić.
Pójdzie do sklepu po farbę i zmieni swój image diametralnie! Wszystko dla Zeni najmilszej!
Janek ubrał się pośpiesznie i w biegu zabrał ze stołu jakiegoś tosta, po czym wyruszył na miasto.
Tak! Kupi farbę i nową koszulę i wtedy umówi się z Zenią. A kiedy ona go zobaczy! Już widział zaskoczenie i zachwyt malujący się na jej twarzy. To będzie chwila jego zwycięstwa na miłosnym polu bitwy!
Po kilku godzinach Janek wrócił do domu. W drogerii kupił pudełko rozjaśniacza,
a w jednym ze swoich ulubionych sklepów – ładną niebieską koszulę w delikatne pionowe paski. Chłopak założył ją, by przyjrzeć się sobie, po czym wybrał numer telefonu Zeni.
- Halo? – Usłyszał w słuchawce.
- Cześć Zenia, tu Janek!
- Janku, cieszę się, że dzwonisz.
Jankowi serce zabiło jeszcze szybciej. Jak to możliwe, że jeszcze nie dostał zawału?
Najwidoczniej chłopakowi na dłużej zabrakło mowy, bo usłyszał:
- Czy coś się stało, Janku?
- Eee... Nie. Tak dzwonię, żeby... Żeby zapytać, czy umówimy się na dzisiejszy wieczór?
- Z przyjemnością Janku.
- Tak? To świetnie! To, o której się zobaczymy?
- Może o siedemnastej, w parku, przy wejściu, co?
- Dobrze.
Janek był wniebowzięty. Znowu ją zobaczy! Zenia! Zenia!
Biegał po domu w szalonej ekstazie, nie wiedząc nawet, co dokładnie robi. Ani się obejrzał, jak na jego głowie znalazła się rozjaśniająca mieszanka, która miała spowodować jego metamorfozę w prawdziwego Adonisa.
W głowie zapaliło się światełko, które jak wielki neon wyświetlało tylko jedno imię: Zenia.
Szkoda tylko, pomyślał Janek, że przed wyrzuceniem pudełka nie spojrzałem ile czasu potrzeba na rozjaśnienie. Pół godziny? Godzina? Janek nie miał o tym pojęcia, gdyż pierwszy raz używał farby do włosów. Matki nie było w domu, ojca też nie, wątpił nawet czy ojciec wie takie rzeczy. W końcu Janek zadzwonił do Andrzeja, który odpowiedział mu tylko:
- Ja się, stary, nie znam na takich duperelach.
No to kiszka.
Minęło pół godziny i Janka zaczęła szczypać skóra głowy. Może to już? Na pewno już! Ruszył do łazienki i szybko zmył z włosów maź o drażniącym zapachu. Poczuł, że na kołnierzyku lekko zmoczyła mu się koszula, jednak nie przejął się tym. Owinął włosy
w ręcznik i zaczął je suszyć.
Chłopak stanął przed zaparowanym lustrem i przetarł je ręką. Gdy spojrzał na swoje odbicie, aż krzyknął z przerażenia.
Zdziwiło go, że zwierciadło nie pękło (na jego widok lub krzyk). To, co zobaczył było straszne! Jego zwykle mysiobure, nastroszone włosy teraz wyglądały jak białe igle człowieka porażonego prądem. Dziwny był to kontrast z jego lekko zaróżowioną skórą, niebieskimi oczami i ciemnymi brwiami. Nie tak miało być! Miał być ponętnym blondynem, za którym obejrzy się z zachwytem każda dziewczyna, a w szczególności Zenia! A w tym momencie przypominał bardziej jakiegoś bohatera filmów o mutantach, a ludzie mogliby się za nim oglądać tylko jak za dziwolągiem.
Co gorsza, Janek zauważył również, że kołnierzyk jego nowiutkiej koszuli odbarwił się pod wpływem jakiejś tajemniczej substancji, która musiała być w farbie. To był już szczyt jego pecha! To było jeszcze gorsze od wpadki z peelingiem! Co on teraz zrobi???
Nie ma rady, do randki pozostała godzina. Nie zdąży się ostrzyc u żadnego fryzjera
w okolicy, a sam nie będzie pogarszał szkód, które już wyrządził. Więc co? Czapka! Rzucił się do szafy, skąd zaczął wygrzebywać jedna po drugiej różne nakrycia głowy (i zdał sobie sprawę, że wszystko, co posiada, jest po prostu idiotyczne, jak na przykład jasnofioletowa czapka z trzema rogami, którą otrzymał na promocji czekolady). Między kolejnymi odrzuconymi czapkami zerwał z siebie zniszczoną koszulę i rzucił ją w kąt. W końcu znalazł coś, co mógł założyć na swoją koszmarną fryzurę. Wygrzebał także z szafy jakiś zabawny
t – shirt (licząc, że odwróci tym uwagę Zeni od swojej głowy) i ruszył na randkę.
Prezentował sobą naprawdę przedziwny styl. Dzień był wyjątkowo ciepły, a on naciągnął czarną, wełnianą czapkę aż do oczu, tak, że ledwo widział. Czuł, jak za uszami powstają mi strumyczki potu.
Cholera jasna z ta farbą!
Janek dotarł w końcu do parku. Od razu zauważył Zenię, która, mimo iż nie wystroiła się "jak stróż na Boże Ciało", wyglądała bardzo ładnie. Zmarszczyła brwi, niepewna, czy ten chłopak idący
w jej stronę w czapce zasłaniającej oczy, to Janek.
- Cześć! – Wykrztusił z siebie chłopak.
- Janku, to ty? Dlaczego masz czapkę na głowie, jest przecież ciepło.
- Ja... eee... Zachorowałem. – Tłumaczył się mało przekonująco Janek.
- Zachorowałeś? – Zenia była szczerze zmartwiona. – Więc może nie powinniśmy się dziś spotykać?
- Nie! To nie to, co myślisz! - Zaprzeczył gorliwie. – Ja... Ja mam alergię... Taką dziwną.
- Alergię?
- No, taką, że musze czapkę nosić i... i... w ogóle. Ale mogę wychodzić, bo... Bo świeże powietrze pomaga mi to zwalczyć...
- Naprawdę? – Zenia nie była do końca przekonana. – Wczoraj jeszcze wyglądałeś zdrowo.
- Bo to stało się dzisiaj.
- Dzisiaj?
- Tak. To... To uczulenie na słońce.
- Och! W takim razie nie powinieneś wychodzić!
- Nie! Zenia, powinienem, chciałem... Kurcze! – Janek zaczął się niecierpliwić. Czuł się jak małe dziecko. Czemu ta kobieta nie da mu spokoju i nie uwierzy w uczulenie? Czemu nie przejdą do innego tematu? W swojej irytacji nawet nie zauważył, że (jak to miał
w zwyczaju) nerwowo próbuje przygładzić włosy ręką i ściąga z głowy wełniany kamuflaż.
Z zamyślenia wyrwał go zduszony okrzyk Zeni.
- Och, Janku! Co Ci się stało z włosami?
Było po nim. Po randkowaniu z Zenią. Teraz z pewnością jest skończony...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz