piątek, 1 kwietnia 2011

Ponna Potłuczona

Za górami, za lasami i innymi obiektami geograficznymi, żyła sobie dziewczyna o imieniu Ponna. Miała długie, mocno kręcone włosy i pogodne usposobienie, które pozwalało jej zjednywać sobie ludzi, z którymi się stykała. Wszyscy znali ją jako Ponnę Potłuczoną, bowiem przez swoją lekką fajtułapowatość każdy przedmiot, zrobiony ze szkła i innych kruchych materiałów, w obecności dziewczyny stawał się garstką skorupek i odłamków, nadających się wyłącznie do wyrzucenia.
Ponna była córką znanego wytwórcy porcelanowych zastaw zwanego Tonno oraz siostrą Lonny – miejscowej piękności i jedynej dziedziczki ojcowskiej fortuny. Jasne było, że Ponna nie będzie mogła przejąć rodzinnego biznesu, gdyż jej tendencja do rozbijania wisiała nad nią, niczym żyrandol nad salą balową w królewskim zamku, ale dziewczyna nie przejmowała się tym. W zasadzie nigdy nie lubiła szkła. Może dlatego, że tak często przychodziło jej chodzić z zabandażowanymi dłońmi, bo szklany odłamek ją zranił? Nie ważne. Miała inne zainteresowania i nie zamierzała martwić się tym, że ma w życiu trochę pod górkę. „Kiedyś będzie z górki” – to było motto Ponny, które powtarzała sobie dokładnie trzy razy dziennie.
Pewnego dnia, a był to Doroczny Festiwal Przedsiębiorczych Ważniaków, Ponna miała okazję doświadczyć jednej z tych sytuacji, które mimo swej małości mają wielki wpływ na życie człowieka. Tego bowiem dnia poznała Mężczyznę. I to nie byle jakiego. Był to Bardzo Bogaty, Bardzo Przystojny i Bardzo Przedsiębiorczy jegomość – Hugo Makmillion – który, niestety, zamiast na Ponnę, stojącą przy stoisku z plastikowym asortymentem, będącym niszową alternatywą dla ojcowskiej porcelany, zwrócił uwagę na piękną Lonnę, która już po kilku godzinach przebywania w towarzystwie Huga, była zakochana w nim po uszy.
Ponna z zazdrością patrzyła na szczęście siostry, której Makmillion oświadczył się w ekspresowo szybkim tempie, ku uciesze Tonna, mającego nadzieję na fuzję spółek Porcelana Tonno i Hugo Indartris. Narzeczeni spędzali ze sobą każdy wieczór, patrząc sobie głęboko w oczy i wyznając dozgonną miłość w mało romantycznej (ale zawsze jakiejś) scenerii fabryki porcelany Tonna.
Pewnego wieczoru, a było to dokładnie tydzień przed ślubem, Ponna postanowiła śledzić siostrę i jej narzeczonego. Chciała po prostu móc wyobrazić sobie, że to ona, a nie Lonna, słyszy te czułe słówka, jest głaskana po policzku i całowana namiętnie w usta. Złamała więc zakaz i wkradła się za zakochanymi do fabryki porcelany, co spowodowało kolejny przełom w jej życiu. Przełom, który można nazwać „Wielkim Bum”, ponieważ szklany pech nie opuścił naszej bohaterki nawet na chwilę. Czerwona wstążka, którą Ponna związała włosy, rozplątała się i wpadła w tryby jednej z głównych maszyn produkujących słynne porcelanowe filiżanki Tonna. Tylko cudem uniknięto ofiar w ludziach, ale fabryka niestety eksplodowała, powodując opad szklanych odłamków trwający dobre pół godziny. Oprócz tego, ta pozornie niemogąca wyrządzić szkody wstążka, spowodowała całkowitą plajtę firmy Porcelana Tonno, i sprawiła, że z rekinów biznesu rodzina Ponny stała się ubogą, niemającą środków do życia rodziną szarych obywateli (oszczędności nie mieli, gdyż musieli pokryć koszta wywozu kilkuset ton gruzu, a także koszty sądowe od poszkodowanych pracowników fabryki). Jakby tego było mało, Hugo Makmillion okazał się zimnym draniem i już dzień po katastrofie porzucił Lonnę dla jakiejś innej bogatej panienki. To ostatnie dla Ponny nie było właściwie tragedią. Bardzo nie lubiła, gdy ktoś mocniej niż ludzi kocha pieniądze, ale Lonna nie podzielała jej zdania. Zarówno ona, jak i ojciec znienawidzili Ponnę za złamanie zakazu zbliżania się do fabryki porcelany i zniszczenie jej. Dawni przyjaciele Tonna nagle się od niego odwrócili, skutkiem czego nie mógł znaleźć pracy w branży i musiał zatrudnić się jako sprzedawca w sklepie ze sznurowadłami. Lonna zaś straciła powodzenie u mężczyzn (mimo, że nadal była niezwykle piękna), a że nie umiała robić niczego praktycznego, chcąc nie chcąc musiała towarzyszyć Ponnie w codziennej wyprawie na targ, gdzie dziewczyna promowała i sprzedawała cudem przetrwałe w piwnicy plastikowe pojemniki. Następnie dziewczęta ruszały do karczmy, gdzie polewały piwo „śmierdzącym ochlapusom” i „życiowym nieudacznikom” (tak nazywała klientów Lonna) i sprzątały. Potem wracały na kilka godzin do domu by się wyspać, a od rana znowu ruszały w trasę do pracy.
Mimo tych wszystkich nieszczęść Ponna zachowywała pogodę ducha i chyba najlepiej znosiła zdegradowanie z poziomu „małej księżniczki” do „żebraczki”. „Kiedyś będzie z górki” – powtarzała sobie, cierpliwie wysłuchując stękania Lonny na to, że znowu złamała sobie paznokieć i sarkania ojca, że muszą jeść owsiankę trzy razy dziennie.
Dni mijały jednostajnie i pracowicie. Ponna niewzruszenie promowała dziwne, plastikowe pojemniki, licząc na to, że oprócz kilku stałych nabywców: kolekcjonerów i zwyczajnych wariatów, uda jej się złowić naprawdę gruba rybkę, na przykład jakiegoś przedsiębiorczego inwestora, których chciałby zająć się masową produkcją nietłukliwych miseczek, misek i kubków.
Aż pewnego dnia nastąpił kolejny przełom. Do stoiska Ponny i Lonny podszedł wysoki, niewiele starszy od dziewcząt mężczyzna, który, mimo iż wyglądał bardziej na kujonowatego i prześladowanego w szkole intelektualistę, złożył całkiem sensowną ofertę na zakupienie przez niego całego plastikowego zasobu piwnicy Ponny wraz z zatrudnieniem dziewczyny w dziale promocji jego firmy.
Ponna, początkowo bardzo nieufna, odmówiła chłopakowi aż sześć razy, argumentując to niechęcią wpuszczenia się w maliny. Jednak gdy za siódmym razem chłopak na dowód prawdziwości swych słów złożył jej wszystkie możliwe dokumenty, potwierdzające fakt, że to on jest właścicielem firmy Plastik-Fantastik, Ponna zgodziła się na transakcję. Zgodziła się także na prywatne spotkanie z Albertem (tak miał na imię ów młody przedsiębiorca), który, jak się okazało, od dawna obserwował dziewczynę i był w niej bezgranicznie zakochany. To miłość pozwoliła mu ukończyć studia Inżynierii Oryginalnej i Przedsiębiorczości. To miłość pomogła mu w założeniu firmy. Ponna stała się główną inspiracją i motorem jego działań, dzięki którym został jednym z najlepiej zapowiadających się młodych inżynierów w kraju.
Sama Ponna również zakochała się w Albercie, ale na długo przed tym, jak pokazał jej dokumenty jej firmy. Od razu zauroczył ją ten grzeczny kujonek, na widok którego Lonna prychała szyderczo i któremu rzucała wściekłe spojrzenia. Ponna jednak wiedziała swoje Albert był dobry. I pokochała go od razu, tyle, że chyba nie od razu to sobie uświadomiła.
To, co już jest chyba oczywiste, to koniec tej historii: Ponna wyszła za Alberta, razem z którym świetnie prowadzili plastikowych naczyń. Jako dobra siostra, nasza bohaterka zatrudniła także Lonnę, która stała się twarzą Miseczkowej Kampanii Reklamowej (a dzięki której Lonna poznała także swojego przyszłego męża – fotografa Ludwika). Jeśli zaś chodzi o ojca Ponny – Tonna, to za sprawą wykrycia nieprawidłowości w prowadzeniu sklepu ze sznurowadłami, znalazł on dużo lepszą pracę jako oficer śledczy Miejskiego Departamentu Do Spraw Wykrywania Nieprawidłowości Handlowych. Doczekał się szóstki wnuków i piętnastki prawnuków i umarł szczęśliwie w wieku stu sześciu lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz