środa, 26 października 2011

Miłość z cyrkową areną w tle

Stary, zbłąkany człowiek spotyka dwóch mężczyzn na terenie zamkniętego już cyrku. Jest wieczór, pada deszcz. Mężczyźni początkowo chcą pomóc staruszkowi wrócić do Domu Starców, ten jednak odmawia. Okazuje się, że dziadek w młodości sam pracował w podobnym miejscu, a zdjęcie, które zauważa na półce cyrkowego „biura” budzi w nim wzruszenie i wspomnienia. Bohater rozpoczyna więc swoją historię, która wydarzyła się około roku 1931 i odmieniła jego życie na zawsze.
Jacob Jankowski jest młodym studentem weterynarii pochodzącym z rodziny polskich imigrantów. Wydaje się, że jego los jest już z góry przesądzony: ma wspaniałe perspektywy na przyszłość i wielkie plany. Wszystko jednak zmienia się diametralnie w chwili, gdy rodzice chłopaka giną, a on załamuje się. Rzuca studia i rusza w świat, tracąc z oczu zupełnie swoje życiowe cele. Przypadkiem trafia na trupę cyrkowców, w której początkowo pełni dość niewdzięczną i niemiłą funkcję, z czasem jednak staje się opiekunem „najgłupszego słonia” jakiego można spotkać – Rosie (który, jak się potem okazuje, głupi wcale nie jest). Poznaje też piękną Marlenę, która od pierwszego wrażenia robi na nim piorunujące wrażenie.
Na tym kończę krótkie streszczenie, bo pisząc, co było dalej, z pewnością odebrałabym Wam przyjemność obejrzenia „Wody dla słoni” – filmu w reżyserii Francisa Lawrence’a z Robertem Pattinsonem i Reese Witherspoon w rolach głównych. Obraz ten, który polską premierę miał w maju 2011 roku, powstał na podstawie książki autorstwa Sary Gruen pod tym samym tytułem. Można powiedzieć, że jest to historia miłosna jak każda inna, jednak fakt, iż rozgrywa się ona w cyrkowej scenerii, wyróżnia ją na tle podobnych fabuł, gdzie głównym wątkiem jest miłość, mająca do pokonania wiele przeszkód.
Grający w filmie znani i lubiani aktorzy są dobrą zachętą, by poświęcić dwie godziny na obejrzenie „Wody dla słoni”, zachęta jednak to nie wszystko. Robert Pattinson w roli Jacoba Jankowskiego właściwie niczym się nie wyróżnia. Jest on niewątpliwie atrakcją dla wszystkich nastoletnich fanek „Zmierzchu”, gdzie mogliśmy oglądać go jako pociągającego wampira Edwarda, ale jako że ja jego fanką nie jestem, wrażenia na mnie nie zrobił.
Jeśli zaś chodzi o Reese Witherspoon – wyróżniła się nieco bardziej, może nie przez swoją grę, ale przez urodę. Aktorka prezentuje się naprawdę pięknie jako dama z lat 30. XX wieku i poskramiaczka dzikich zwierząt.
Może to nieco dziwne stwierdzenie, ale aktorsko najlepiej wypadł słoń, który grał upartą Rosie. Sztuczki cyrkowe w wykonaniu tego zwierzęcia naprawdę zachwycają, a sceny z jego udziałem szczególnie budują akcję filmu.
Atutami filmu są niewątpliwie piękne zdjęcia, które obudziły we mnie chęć przeniesienia się w lata 30. i pójścia do cyrku. Fabuła filmu wciąga i zawiera kilka naprawdę dramatycznych scen. Zakończenie, choć dla niektórych może być przewidywalne, mnie zaskoczyło. Właściwie pozytywnie, pozostawiając po filmie miłe wspomnienia.
To, co mi się nie podobało, to niektóre elementy wątku polskiego. By nie zdradzać zbyt wiele, powiem tylko, że obraz Polaka jest tutaj mocno stereotypowy, na co niestety nic nie możemy poradzić.
Mimo wszystko myślę, ze warto obejrzeć ten film, by przenieść się o niemal sto lat do Ameryki czasów prohibicji. To z całą pewnością przyjemna rozrywka na sobotnie popołudnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz