środa, 4 września 2013

W stronę słońca...

Afryka to fascynujący kontynent. Wiem, bo swego czasu pochłaniałam setki artykułów, książek i wszelkich informacji, dotyczących Czarnego Lądu, a do dziś lubię sięgać po literaturę związaną z tym tematem. Tak też było w przypadku książki "Dom na Zanzibarze" autorstwa Doroty Katende - Polki, która drugi dom znalazła (a raczej wybudowała) na wyspie u brzegów Tanzanii.
Wszystko zaczęło się pewnego deszczowego, jesiennego popołudnia 1993 roku - tak autorka rozpoczyna swoje zapiski, przywołując moment, kiedy Afryka była zaledwie jej marzeniem. Teoretycznie miało się ono nie ziścić. No bo jak, gdy w domu jest trójka dzieci do wychowania, a życiowe problemy przytłaczają? Kontynent afrykański stał się odpowiedzią. Pierwsza podróż na Czarny Ląd była początkiem wielkiej, życiowej przygody, zmieniającej wszystko. Od tamtego momentu podróże do Afryki stały się dla pani Doroty nie tylko pasją, ale i sposobem na życie, bowiem założyła ona biuro podróży, specjalizujące się w organizowaniu wycieczek w te rejony globu. Afryka stała się dla niej drugim domem i to dosłownie. 
Tytułowy "Dom na Zanzibarze" stoi do dzisiaj, a żeby dowiedzieć się, jak doszło do realizacji tego nieco szalonego przedsięwzięcia i jakie wiązały się z tym przygody, najlepiej zrobicie, jeśli sięgniecie po tę intrygującą książkę.
Atutami "Domu na Zanzibarze" są z pewnością piękne zdjęcia, zamieszczone między stronicami przypominającymi kartki ze starego dziennika globtrotera. Jeśli chodzi o treść: jest to bardzo ciekawa lektura, pełna mało znanych (przynajmniej dla mnie) faktów o Masajach, egzotycznym Zanzibarze i jego kulturze. Czytając "Dom..." aż chce się wyruszyć w podróż prosto na afrykańskie sawanny i zanzibarskie plaże. Taka literacka podróż na zakończenie lata jest wręcz idealna!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz