sobota, 23 marca 2013

Bieszczadzki kicz

Książka "Requiem dla wilka" od samego początku wydawała mi się dziwna i może gwoli wstępu powinnam wyjaśnić, dlaczego w ogóle ją przeczytałam. Otóż Klub Książki "Helikon", do którego należę już od kilku lat właśnie został włączony w zacne grono DKK Instytutu Książki i pierwszą naszą lekturą w ramach uczestnictwa w tej "spółce", to właśnie ta nieco ponuro zatytułowana powieść Marii Nurowskiej...
Dlaczego uznałam już na wstępie, że nie jest to powieść, po którą sięgnęłabym bez sugestii? Ano chyba przez fakt, że sama zapowiedź na okładce jakoś specjalnie mnie nie zaintrygowała. Przyznam też, że twórczość Nurowskiej nie była mi dotąd znana - owszem, obiło mi się o uszy jej nazwisko, ale tylko tyle. Książkę przeczytałam więc nieco z obowiązku.
"Requiem..." to powieść o młodej absolwentce łódzkiej Filmówki - Joannie, która postanawia wyjechać w Bieszczady, aby spotkać się tam ze swoim idolem - sławnym reżyserem Jerzym Glinickim, aby nakręcić o nim film dokumentalny. Dumny artysta nie zgadza się jednak na udział w tym projekcie, czym mimo wszystko nie niszczy zamiarów Joanny, jeśli chodzi o tworzenie. Nieoczekiwanie kobieta znajduje nowy, wydaje się że nawet ciekawszy temat i poświęca się pracy nad nim bez reszty. Zwraca tym uwagę nieprzychylnego jej dotąd mistrza Glinickiego, z którym wkrótce łączy ją specyficzna więź. W miarę rozwoju fabuły dochodzą także inne wątki, które możecie już sami sobie doczytać, jeśli zaintrygował Was ten wpis...
Moje wrażenia, zarówno w trakcie czytania, jak i po, przybierały rożne kolory. Początkowo książka jest nasycona szarością i ponurym klimatem - i to w tej niepowtarzalnej, ewidentnie polskiej formie. W miarę rozwoju akcji szarość Bieszczad, szarość chaty na wzgórzu, szarość codzienności, przeradza się - może nagle, może stopniowo - w radośnie kiczowate połączenie kolorystyczne, którego nie da się jednoznacznie opisać. Kryminał, którego można oczekiwać po pierwszych kilkudziesięciu stronach zmienia się w opowieść, gdzie słodycz zakochania miesza się z cierpka zazdrością. Akcja toczy się coraz szybciej, bohaterka - która na początku zdaje się być stabilna psychicznie i emocjonalnie, chyba przez fakt zamieszkania w lesie i obecność dwóch osobników płci męskiej, traci swoje opanowanie i pewną wiarygodność. Wszystko to sprawia, że ja ostatecznie zamknęłam książkę lekko zirytowana. Nie polubiłam Joanny Pasiecznej. Marii Nurowskiej też chyba nie, choć autorka pisze bardzo lekko. Ostatecznie jednak w "Requiem dla wilka" najlepsze wrażenie robi okładka. Nic więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz