niedziela, 12 lutego 2012

Moje trzy wymiary drogi

Na początku była muzyka. Smutna, przejmująca, chłodna... Muzyka, gdzie głębokim dźwiękom skrzypiec towarzyszy magiczny dźwięk fortepianu. Moje uszy chciały więcej, zatem gdy tylko dowiedziałam się z jakiego filmu pochodzi utwór, przesłuchałam soundtrack ponownie, mając zamiar obejrzeć dzieło Johna Hillcoata z Viggo Mortensenem w roli głównej. Filmu jeszcze nie widziałam, ale książkę "Droga" Cormaca McCarthy'ego wypożyczyłam już jakiś czas temu i wreszcie mogłam ją przeczytać!
Jest to opowieść ukazująca świat w bliżej nieokreślonej przyszłości. Głównymi bohaterami są ojciec i syn, przemierzający bezkresne, opustoszałe tereny, niegdyś tętniące życiem. Spalone miasta, wsie, lasy... Wszędzie tylko szary popiół, śnieg i chłód... Nie wiadomo, w jaki sposób ludzie doprowadzili do tego stanu. Napotkanie żywego człowieka graniczy z cudem, a sytuacje, kiedy faktycznie się to dzieje nie należą zwykle ani do przyjemnych, ani też bezpiecznych. Po świecie grasują bowiem stada kanibali pozbawionych skrupułów i moralności, tylko czekających na chwile słabości bohaterów, idących drogą ku bliżej niesprecyzowanemu miejscu. Ojciec i syn, skazani na głód i zimno, nie poddają się. Jednak czytając tę książkę zadajemy sobie podstawowe pytania o wartość ludzkiego życia , wiarę i szczęście.
"Droga" na pewno potwierdza słuszność twierdzenia, że nie doceniamy tego, co dane jest nam tu i teraz. Tego, że tak naprawdę nasz świat (a właściwie realia świata Zachodu), mimo wad, jest barwny i pozbawiony wielkich trosk. Na co dzień bowiem nie zastanawiamy się czy mamy cokolwiek do jedzenia (myślimy raczej "co ciekawego jest do jedzenia"), czy mamy gdzie spać, czy ten dzień nie będzie naszym ostatnim... Warto przeczytać tę książkę choćby dlatego, by docenić to, co zostało nam dane i cieszyć się każdą chwilą. Nie wiadomo, co może przynieść jutro...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz