środa, 14 maja 2014

Szczęśliwe zakończenia

"Poradnik pozytywnego myślenia" dopadłam w mojej zaprzyjaźnionej bibliotece jeszcze w zeszłym roku. Miałam wtedy dość podły nastrój, ale optymistycznie brzmiący tytuł, uśmiechnięty Bradley Cooper spoglądający z okładki oczami oseska i dobre recenzje były wystarczającymi powodami, aby zabrać książkę do domu. Fakt, na półce piętrzył się stos innych lektur, ale od czasu do czasu lubię dorzucić sobie kolejne tomiszcza do mojej góry książek. Taki nałóg... Oczywiście zanim zabrałam się do czytania "Poradnika..." minęło trochę czasu, a mianowicie cztery miesiące, w przeciągu których zdążyła wylecieć mi z głowy myśl o znalezieniu w książce odpowiedzi na ważne życiowe pytania. Bo "Poradnik..." - czego byłam od początku świadoma - taką typową książką o tematyce psychologiczno-doradczej nie jest. Zresztą nawet nie o to w niej chodzi. To powieść, napisana przez Amerykanina Matthew Quicka, której sukces i popularność zaskoczyły chyba najbardziej samego autora. W kontekście tej sytuacji trudno nie zadać sobie pytania: czy i mnie, jako czytelniczkę, ten sukces zaskoczył? Chyba nie. A dlaczego? Zaraz spróbuję to wyjaśnić.
Bohaterem "Poradnika pozytywnego myślenia" jest trzydziestokilkuletni Pat Peoples. Już od pierwszych stron rzuca nam się w oczy fakt, że Pat to duże dziecko, na dodatek z problemami. To nie jest jednak powodem, by go nie lubić. Wręcz przeciwnie. Jego naiwność, pojawiająca się w prostym, wręcz dziecięcym pojmowaniu i opisywaniu świata jest na swój sposób urocza i budzi sympatię. Co do problemów to, jako tako dla samego Pata, nie są jakoś szczególnie dołujące. Mimo tego, że niedawno opuścił szpital psychiatryczny, rozwiodła się z nim żona, nie ma pracy i jest na utrzymaniu rodziców, patrzy na świat z niesłabnącym optymizmem. Wierzy, że ukochana wróci do niego, jeśli tylko będzie się odpowiednio starał. Ćwiczy więc codziennie po kilka godzin, uczęszcza na terapię i stara się myśleć pozytywnie. Pat to wzorowy przykład amerykańskiej filozofii "keep smiling", wedle której choćby nie wiem co się działo, nigdy nie jest tak źle, by przestać się uśmiechać. Za ten obraz ludzkiej szczęśliwości na przekór nie zawsze radosnym realiom książkę można albo pokochać, albo znienawidzić. To drugie zwłaszcza gdy bliższy naturze czytelnika jest pesymizm.
Oprócz Pata grono powieściowych postaci zasila rodzina i przyjaciele, w tym Tiffany - piękna, acz dziwaczna kobieta, którą łączy z głównym bohaterem więcej, niż on sam chciałby przyznać. Ona również została dość mocno poturbowana przez los i na swój sposób, choć nieco inaczej niż Pat, radzi sobie z demonami przeszłości. Ostatecznie dzięki niej finał powieści można nazwać szczęśliwym, choć niekoniecznie takim, jakiego życzyłby sobie główny bohater.
Może właśnie to jest powodem, dla którego "Poradnik..." osiągnął tak ogromny sukces? "To" czyli szczęśliwe zakończenie, którego wyczekujemy już od samego początku, kibicując Patowi w jego zmaganiach z własnymi i cudzymi dziwactwami. Oczywiście można znaleźć bardziej prozaiczne argumenty wyjaśniające ten fenomen - z oscarową ekranizacją na czele, ale ja tam mam swoją teorię. Więc jeśli również lubicie "hepi endy" to biegnijcie do biblioteki i wypożyczcie "Poradnik pozytywnego myślenia"! Nie pożałujecie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz