"Imiona kwiatów i dziewcząt" to zbiór dwunastu opowiadań amerykańskiej pisarki Elizabeth Gilbert, znanej szerzej za sprawą zekranizowanej parę lat temu powieści "Jedz, módl się, kochaj". Dzieło, w którego filmowej wersji wstąpiła Julia Roberts, nie miało okazji trafić w moje ręce, jednak zaintrygowana tytułem jej mini antologii opowiadań, postanowiłam je przeczytać.
Początkowo szło mi marnie... Być może spowodowane to było podróżami i zajęciami, jakie skupiły moją uwagę bardziej niż lektura. Faktem jest jednak, że dopiero ósme opowiadanie pt. "Czego Denny Brown (lat piętnaście) nie wiedział" zapadło mi w pamięć i skłoniło mnie do przemyśleń. Równie ciekawe wydały mi się "Na Giełdzie Owocowo-Warzywnej w Bronksie" czy ostatnie - "Najlepsza żona". Każdy z przedstawionych w opowiadaniach bohaterów wydał mi się bliski, dzięki czemu czytanie drugiej połowy książki szło mi zdecydowanie lepiej.
Tytuł tomu w polskim tłumaczeniu sugeruje, że mamy do czynienia z opowiadaniami o kobietach i dla kobiet. Tytuł amerykański - "Pilgrims" - zupełnie burzy to założenie. O czym jest więc zbiór pani Gilbert? O kobietach i poszukiwaniu życiowego celu? Między innymi tak. Bohaterki opowiadań są odważne i wyraziste. Oprócz nich pojawiają się także zdecydowani mężczyźni, nieco dziwaczne rodziny, zagmatwane historie. Bohaterowie są również swego rodzaju pielgrzymami, dążącymi do odkrycia mniejszych i większych prawd o sobie i swoim życiu.
Mimo początkowych trudności w czytaniu i zniechęcenia, spowodowanego chyba niezrozumieniem przesłania autorki albo po prostu zwyczajnym rozproszeniem moich myśli, uważam, że warto sięgnąć po tę książkę. Na pewno każdy,. podobnie jak ja, znajdzie tam coś dla siebie.